czwartek, 29 sierpnia 2013

Figowy serniczek

Kochani :)

jak obiecałam u mnie dzisiaj - Figowy zawrót głowy :).
Marzyłam już od dawna o takim babcinym serniczku. Eh... co to były za czasy.
W swojej lodówce znalazłam serek - twarogowy, który zazwyczaj zjadam z cebulką i natką (czasem i jajkiem) na śniadanie :).

 Nie było, że nie - od razu wziełam się do roboty.
Powstało pyszne ciastko, trochę podobne do tarty (ale to nie tarta, w spodzie nie ma ani grama masła) o nieziemskim smaku słodkiego sernika połączonego z soczystą i dojrzałą figą :).
Zjadłam od razu dwa kawałki do kawy :). Przypomniały mi się wówczas czasy dzieciństwa i babca, która z niczego potrafiła zrobić niemalże wszystko.
I tak też ja zawsze gotuję. Czasem nie mam prawie nic w kuchni, ale zawsze uda mi się coś zagnieść, coś skleić i dość harmonijnie połączyć smaki. Oczywiście nie zawsze tak będzie, w zależności co chcemy przygotować. Ale wielki ukłon dla naszej polskiej kuchni i wielu potraw, które swoimi prostymi skłądnikami połączonymi w rozmaite wariacje cieszą podniebienia i są nadwyraz zaskakujące... :).
Dlatego też tak cenie sobie naszą kuchnię polską.
Jej prostota, jej smak - nie jest dziś tak bardzo doceniany przez polaków. A szkoda...  ;)



Składniki na spód: (naczynie na tarte ok.24 cm)
- 150 g mąki pszennej
- 2 żółtka
- 2-2,5 łyżki jogurtu naturalnego
- 2 łyżeczki miodu


Składniki na masę serową:
- kostka sera twarogowego półtłustego
- 6 łyżek cukru pudru (dałam chyba 7, radzę dodawać i smakować)
- 1 jajko
- 1 łyżka mąki pszennej


I oczywiście figi - ja dałam 2 pokrojone w ósemki. W zupełności wystarczą 2 i kawałek trzeciej.




Żółtka łączymy z miodem i jogurtem naturalnym - dokładnie mieszamy, po czym dodajemy do mąki. Łączymy składniki i zagniatamy ciasto. Nastęnie owijamy w folię i wkłądamy do lodówki na 30 min.

Po tym czasie samrujemy formę masłem i rozwałkowanym ciastem wylepiamy naszą formę do tarty. (znów nie kupiłam sobie dobrej foremki. Eh..:)). Dziurawimy ciasto widalecem, nakładamy na nie papier do pieczenia i wysypujemy fasolą. Wkładamy do piekarnika na 15 min. i pieczemy w 180 st. C.

Teraz serek..
Ja nie mieliłam - po prosto zblendowałam blenderem ręcznym. Wcześniej oczywiśście do serka dodajemy cukier puder, jajko, mąkę (dałam też dodatkowo 1 łyżkę jogurtu naturalnego). Mieszamy wszystko, po czym blendujemy.

Następnie wykłądamy naszą masę na podpieczony spód i pieczemy jeszcze przez 20 min. w 180 st.C.

Wyjmujemy - kroimy figi i zajadamy :) Pychota!
Kocham figi - za ich kształt, kolor, wyszukany smak, który na słodko, bądź wytrawnie tworzy rozpływającą się w ustach kulinarną historię !


Smacznego popołudnia

PS. moje było wyśmienite. A teraz biegnę do sosów pomidorowych :) 


środa, 28 sierpnia 2013

Sałatka z buraków i kaszy gryczanej

Dzień dobry :),

u mnie dzisiaj słatkowo. W mojej kuchni od popołudnia panuje buraczana atmosfera :). Poszłam dziś do ogrodu i wykopałam - buraka :). Nie chciałam go robić na słodko, wiec zrobiłam sałatkę. Jest dość popularna wsród blogowiczów, wiec pomyślałam, że prztestuję. Z tym, że ja swojego buraka nie piekłam - odgotowałam go tylko w osolonej wodzie.

Oto moja wersja sałatki z buraka, boćwiny i kaszy gryczanej:


Składniki na 3 woreczki kaszy gryczanej:
- garść boćwiny
- 2 średniej wielkości buraki - (naprawdę nie duże. Nazywam je "bebji  burakami", bo tak naprawdę dopiero przybierają na wadze i daleko im do dorosłości:)) 
- 3-4 ząbki czosnku średniej wielkości (Jeśli ktoś lubi bardziej czosnkowo polecam 5 ząbków:))
- 3 łyżki jogutu naturalnego
- przyprawy: polecam bazylię, dodaną do jogurtu
- 2-3 łyżki oliwy z oliwek 
- ser feta - polecam Pilos sałątkowo-kanapkowy z Lidla - taki też dodałam. Ma delikatniejeszy smak, lekko słonawy i kroi się genialnie (nie rozpada się, nie klei i zachowuję swoją konsystencję). Jego smak i atrakcyjna cena przyciąga.)


Kaszę gotujemy jak na opakowaniu.

Buraki wrzucamy do osolonej wody i odgotowujemy do miękkości.

Boćwinę myjemy, kroimy i odgotowujemy max. 3 min. w osolonej wodzie. Wyjmujemy i wrzucamy na patelnie, dodajemy oliwę, 2 ząbki czosnku (przeciśnięte przez praskę) i dusimy chwilę, aż czosnek przesiąknie nasze listki. 

Następnie wszystko mieszamy. Dodajemy jogurt naturalny wymieszany wcześniej z czosnkiem i przyprawami - nie musisz go dodawać, ja dodałam żeby kasza nie była za sucha. 

To by było na tyle - sałatka gotowa :).


Czy polecam ?
Zdecydowanie tak, jeśli ktoś lubi buraczki i szczaw :). 
Zdecydowanie tak - do kiszonego ogórka, fajnej grzanki. Takie połączenie zagościło dzisiaj u mnie w domu :).


ZAPOWIEDŹ: Kochani jutro u mnie figi :)! Serdecznie zapraszam i dziękuję tym, którzy mnie odwiedzają i pobierają przepisy :). To dla mnie wielki kompement.

Do jutra !

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ekspresowy włoski chlebek

Dziś tak nagle, bez wcześniejszego zaplanowania - podczas zrywania swoich pomidorków koktajlowych wpadłam na pomysł, że zrobię chleb :)...
Miałam mało czasu, wiec było ekspresowo.
Chlebek drożdżowy, ale bardziej Włoski, bliski focacci. A to dlatego, że są drożdże, jest oliwa z oliwek, a chlebek jest mięciutki w środku i wilgotny. Zawdzięcza to również świeżej bazylii i pomidorkom prosto z krzaczka :).

Można powiedzieć, że (w środku) smakuje jak focaccia. Natomiast z wierzchu przypomina chleb :).



Składniki na małą blaszkę:
- 500 g mąki pszennej
- 1 szklanka wody
- 35 g drożdży
- łyżeczka soli
- łyżka cukru
- 6-7 pomidorków koktajlowych
- 5-6 listków świeżej bazylii
- 3 łyżki oliwy z oliwek ekstra virgin 


Drożdże rozpuszczamy w odrobinie ciepłej wody. Do tego dodajemy cukier i 1 łyżkę mąki. Mieszamy i odstawiamy na 20 min.

Następnie przesiewamy mąkę, dodajemy sól, oliwę z oliwek, posiekaną bazylię, pomidory i łączyły naszą mieszankę z drożdżami.

Wyrabiamy ciasto. Międzyczasie smarujemy blaszkę oliwą i posypujemy otrębami. Wkładamy ciasto do foremki i pozostawiamy do wyrośnięcia na ok. 30 min.

Postaw nad garnkiem z ciepłą wodą, wówczas ciasto szybciej urośnie. 

Po 15 min. zrób zgłębienie i ułóż 3 pomidorki koktajlowe. Posyp je solą - wydobędziesz z nich cudowny smak :).

Piecz w piekarniku w 200 st.C przez około 40 min.

Zatęskniło mi się  teraz za Wenecją... :(
Mam nadzieję, że już niedługo (zapewne za rok,  jak się uda) dotrę do Rzymu.




poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Budyń herbaciany

Dziś miałam trochę więcej czasu, wiec posiedziałam w kuchni - troszeczkę :)...
I zachciało mi się coś słodkiego... trochę się przeziębiłam (bo Zygmunt mnie za słabo przytulał:)) i złapałam paskudną katarzyce. Pomyślałam, że wypiłabym herbatkę... ale przecież tak chciało mi się słodkiego.. a nie herbatę do tego meliskę ? ..no tak, nie mogę spać, wiec ona będzie najlepszą decyzją :).
No dobrze... pomyślałam i przypomniała mi się pewna reklama :).
Jej.. nie pamiętam nazwy, w każdym bądź razie siedzą dwie Panie i zamiast pić swoje smakowe herbatki gryzą je łącznie z kubkiem :).
Tak sobie pomyślałam - też bym zjadła z miłą chęcią :).

Wiec postanowiłam - będzie budyń - herbaciany.
Nie skusiłam się na żurawinową, którą kocham, ale zostałam przy melisce.


Składniki na szklankę pojemności 250 ml:
- szklanka mleka
- 1 cukier waniliowy
- biały cukier (wedle uznania)
- 0,5 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 łyżka mąki pszennej
- 3 torebki herbaty - miałam Lipton - zieloną i 2 melisy - nie pamiętam już z jakiem firmy :)

Oczywiście taka owocowa jest równie dobra - a nawet bym powiedziała, że o stokroć lepsza :). I kolorek bajeczny i ten zapach... mmmm.... w swojej czułam zapach cudownych ziół... czułam się tak - jakbym biegała po łące w upalne żniwa. Eh....


Zagotowujemy 3/4 mleka, po czym wkładamy do niego 3 torebki ulubionej herbatki i zaparzamy pod przykryciem. Kiedy już nam się ładnie zaparzy to,  dodajemy cukry i dokładnie mieszany. W pozostałej części rozpuszczamy mąki. Ponownie podgrzewamy składniki 1 i powoli mieszając nasze mleko wlewamy składniki 2.

Mniam... dekorujemy tym co najbardziej lubimy i możemy wcinać :)

Marchewka na ciepło i na słodko

Jeśli jest kotlet, są ziemniaczki to musi, ale to musi być - sałatka :)...
Dziś pochwalę się swoją ulubioną - marchewką na słodko.
Od dziecka jej smak uwodził mnie i sprawiał, że zamiast bawić się z dziećmi ja wolałam przyglądać się jak przyrządza ją mój tata :).

Sprawa jest prosta, banalna, a tak wyśmienita :) !

Wykopałam swoją marchew i bez wahania podjęłam decyzję, że należy ją skonsumować jak najszybciej - koniecznie na słodko. Fakt, faktem, iż trochę się umęczyłam jej wykopaniem, ale uważam, że było warto.

Tak na marginesie -  marchewkę można jeść na różne sposoby. Z tym, że nie każdemu będą te wszystkie wariacje smakować. Będąc w Szwajcarii jadałam - taką surową, świeżo startą na tarce z rodzynkami :)... Będąc w Polsce - jadam przeważnie gotowaną. Mamy dziwne przyzwyczajenia - większość z nas te ANTY - zdrowotne :). Dlatego jeśli już jadam ją w postaci surowej - to tylko w samotności :). Eh...


Składniki:
- 3-4 marchewki średniej wielkości
- cukier - 2-3 płaskie łyżeczki
-  śmietana - 1 łyżka (ale nie musi być, jak ktoś nie lubi)
- do zagęszczenia 1 łyżka mąki (również można ją pominąć)


Gotujemy naszą marchewkę i kiedy jest już ugotowana obieramy ją i kroimy w kostkę. Następnie dodajemy cukier i mieszamy co jakiś czas naszą marcheweńkę. Po dłuższej chwili zacznie nam puszczać ładnie sok :).
I teraz 2 etap - albo zostawiamy tak jak jest (wtedy nie jest tak słodka. wiem, że dużo osób tak robi, ale polecam swoją wersje. W końcu ma być na słodko. Nieprawdaż ?), lub robimy to co ja - dodajemy 1 łyżkę śmietany. Dusimy ją jeszcze chwilkę i jeśli chcemy żeby ten cudowny karmelowo-śmietanowy smak, otuliła nasze marcheweczki - to dodajemy mąkę :). KONIECZNIE :)!

Oczywiście za każdym razem, kiedy będziemy ją podawać - podgrzewamy ją chwilkę mieszając.

I gotowe :) <3



Kotleciki rybne z piekarnika

Generalnie, nie przepadam za kotletami. Dużo osób pyta mnie ze zdziwieniem - ale dlaczego?
Wiem, że prawdziwy kucharz z wyczuciem dobrego smaku nigdy tak nie powie. Nie zgadzam się, ponieważ zjadam kotlety mielone, które najczęściej robi moja mama. Zrobić - też bym zrobiła. Dla Męża, dla swoich dzieci, sąsiadów, przyjaciół, gości itp itd. Ale sama sobie - niestety ale zdecydowanie NIE!
Mój żołądek odmawiam mi, kiedy zjadam tego typu kotleta, który wcześniej został upieczony na głębokim oleju... Nie toleruje - mięsa mielonego, może dlatego mam do tego typu jego przygotowywania awersje. Ale w wyłączności w postaci kotleta, jego pozostałe wariacje są wyśmienite...:)
Dlatego pomyślałam, że przetestuję rybne kotlety, które z pewnością zadowolą mój brzuchol :).



Składniki na około 7 dużej wielkości kotletów)
- 5-6 płatów tilapii (średniej wielkości)
- 4 ząbki czosnku
 - przyprawy (sól, pieprz, Vegeta, bazylia)
- przyprawa do ryb (nie dodałam, bo mi się skończyła)
- natka pietruszki bądź koperek - garść (ja dodałam koperek, z pietruchą też już robiłam, ale pieczone na patelni - również - pycha :))
- 1 duże jajko
- 6 łyżek kaszy manny
- 8 - 10 łyżek bułki tartej


Rybę mielimy, po czym dojemy wyżej wymienione składniki i wyrabiamy ciasto. Co do bułki tartej - radzę początkowo dać mniej i ewent. potem jeśli jest za rzadka konsystencja, to dodawać kolejne łyżki. Nie za dużo - bo nasz kotlet będzie twardy jak kamień :).

Blachę wykładamy papierem do pieczenia i kleimy nasze kotlety.  Ja swoje trochę spłaszczyłam.
Jeśli będą rosły pod koniec pieczenia za bardzo, to można je lekko po nakłuwać widelcem.
Pieczemy w tem. 180 st. przez 30-35 min. - trzeci poziom od dołu :).

Są suche, ale nie do przesady. Ja wymyśliłam, że skoro dodałam do nich koperek, to podam je z sosem koperkowym.

Składniki na sos koperkowy:
- 1 bulionetka warzywna (nie miałam, dodałam kostkę rosołową - nie za bardzo polecam na kostce jeśli dodajemy śmietanę. Jeżeli robimy na kostce to do zasmażki dodajemy - 3/4 mleka i 3/4 bulionu z kostki)
- 2-3 łyżki śmietany
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka mąki
- przyprawy: sól
- 2-3 łyżki koperku

Masło topimy i dodajemy mąkę - robimy zasmażkę. 1 bulionetkę rozpuszczamy w 1 szklance gorącej wody. Po czym wlewamy do zasmażki i energicznie mieszamy żeby nam się wszystko ładnie połączyło. Mieszamy do momentu zabulgotania i zgęstnienia naszego sosiku. Następnie dodajemy koper, śmietanę , sól.

Kotleta kroimy w pół i polewamy go naszym sosikiem :). Wówczas nie jest suchy i obłędnie smakuje z koperkiem :).

czwartek, 22 sierpnia 2013

Suszone pomidorki koktajlowe w oliwie

Koniec wakacji, jesień.... już można odczuć jej obecność. Jednym słowem smutek i tęsknota za latem.
Ale bez obawy... zamkniemy ją w zaczarowanym słoiczku, pełnym pyszności :). 
I kiedy będzie nam smutno, po prostu go otworzymy :) <3 ! 
Dodamy do kanapek, sałatki, włożymy do polędwiczki, makaronu,  zrobimy pizze.... ojej ! Cóż to takiego ?

Maleńkie cudeńka - moje ukochane - najukochańsze pomidorki koktajlowe :).
Jeśli je tylko mamy w swoich ogródkach to BŁAGAM - suszcie je i do słoiczka pakujcie wraz z oliwą z oliwek - koniecznie ekstra vergin :).
W sklepach są drogie - nie dziwie się, są cudowne i bezcenne :).
Ja zrywam ze swoich krzaczków na bieżąco, dlatego słoikuje je na raty :). 
Ale jeśli masz tak jak ja termoobieg to 1,5 h i są wysuszone :). Oczywiście wszystko zależy od ich rozmiarów. Ja mam różne, ale przede wszystkim średniej wielkości, bądź malizny :). Ale suszę wszystkie, jak popadło. Ważne, że są moje i zdrowe. 

Wiec zaczynamy...
....zrywamy nasze malizny, bądź kupujemy. 


- na 250 g pomidorków koktajlowych dajemy:
- szklankę oliwy z oliwek ekstra vergin (bądź inna smakowa. Można ją mieszać z octem, z innym olejem np. tymiankowym itp.itd.)
- ząbek czosnku
- przyprawy: sól, pieprz, oregano, bazylia 
- liście mięty, tymianek, bazylia, gałązka oregano - wedle upodobań :) (ja nie dałam, mam nieurodzaj w tym roku :(. Większość mi zgniła, niestety. A na bazylikę czekam, kiedy urośnie na okienku)



Pomidorki  myjemy i przekrajamy na pół. Układamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, po czym nakłuwamy je widelczykiem od wewnątrz, tak żeby przedziurawić delikatnie ich zewnętrzną stronę. Następnie posypujemy solą. 
Kiedy wyjmujemy ? 
Zasada jest tak, że wówczas, kiedy ich czapeczka, zacznie nam się zwijać do wewnątrz. Nie można ich też przesuszyć. Nie mogą być lepiące, ich konsystencja wewnętrzna ma być zachowana.
 Może inaczej - mają być ładnie wysuszone z zewnątrz i nie ma się nic z nich wylewać, w środku ma pozostać miękka konsystencja, nie za miękka, ale też nie za sucha. Wówczas nie będą się już nadawać do niczego, tylko jako przyprawa do zupy itp. po jej sproszkowaniu :). Radzę zaglądać do nich, bo te mniejsze suszą się szybciej, dlatego też należy je wyciągnąć w odpowiednim momencie.

Kiedy nie masz termoobiegu !
Suszenie zajmie Ci więcej czasu. Około 4-5 h, chodź ja myślę, że jeśli są to małe pomidorki, takie jak moje, to te 3h wystarczą. 
Suszymy w tem. od 90 do 100 st. C.(max. 100 st. nie więcej, ta temp. i tak nie jest zalecana) 
 Ja suszę w tem. 100 st. - wolę działać szybciej. 
Piekarnik z termoobiegiem radzi sobie z takimi pomidorami w takiej temp. i wysuszymy wszystko jak już mówiłam w 1,5 h, nie więcej.


Kiedy nam się pięknie wysuszą to przyprawiamy je pięknie. Po wyciągnięciu takie z solą, smakują BAJKOWO :). Ich smak jest lepszy od nie jednego pocałunku :). Kojarzą mi się w Włochami i ich obłędnymi pomidorami w zalewie. Przyjdzie i na nie czas, już niedługo. 

Wkładamy je do słoiczka. Czosnek kroimy na 3,4 części i wrzucamy go do środka, do tego liść mięty, bazylię i wszystko co nam tylko przyjdzie do głowy :). 

Oliwę rozgrzewamy, ale nie gotujemy. Ma być gorąca, ale nie wrzątek :). Następnie zalewamy nasze pomidorki - zakręcamy wieczko i stawiamy dnem do dołu :). 
I gotowe. Po wystygnięciu, odstawiamy w chłodne miejsce na 2 tyg. Po tym czasie - można już je wcinać :). 

Mam nadzieję, że wyczerpałam temat :). W razie czego służę pomocą :). 

Beztłuszczowa tarta ze szpinakiem

Witam wszystkich :)

dziś zaserwuję wam na obiad, bądź kolację dość dietetyczną tartę :).
A no tak, ale z boczkiem i szpinakiem :).

Dietetyczna, zdrowa, ponieważ - bez masła, bez margaryny - jednym słowem BEZ TŁUSZCZU ! Oczywiście jej spód :)... Jest trochę boczku, ale nie dajmy się zwariować :).  Możemy go oczywiście pominąć.



Składniki na ciasto (naczynie do tarty o średnicy ok. 24 cm):
- 1,5 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej (no, nie miała trudno. Jakoś sobie poradziłam :))
- 1 jajko
- 90 g jogurtu naturalnego (nie miałam tyle, wiec dodałam również śmietany 18%)
- szczypta soli



Od cała filozofia, a przepis - to jak spełnienie marzeń każdego odchudzającego się głodomora :).
Co do zagniatania ciasta... Hm... niebyt wdzięczne. Radzę dodawać po trochę jogurtu i zagniatać. W ten sposób nie przesadzimy z ilością, a czasem tak bywa :).

Jak już wszystko zagnieciemy to zawijamy w folię i czekamy, aż nasza ciastolina po leżakuje tam z około 30 min. W zasadzie nie ma konieczności, ale ja wolałam żeby jednak poleżało i lepiej mi się z nim potem pracowało :).

Następnie smarujemy formę masłem, margaryną i wyklejamy nasze ciasto. Ja mam dość niewdzięczną formę do niby tarty. Ale cóż... muszę zakupić coś lepszego, dlatego moja tarta nie jest zbyt urodziwa :).
Oczywiście nakłuwamy widelcem spód i kładziemy na naszą tartę papier do pieczenia, a na to fasolę i wkładamy do piekarnika na  10-15 min. i podpiekamy w temp. 180 st. C.

Farsz:
- szpinak mrożony - około 50-60 g (dawałam na oko jak zawsze)
- boczek - 6 plastrów (radzę dać więcej)
- czosnek - 4-5 ząbków (średniej wielkości)
- 2 jajka
- sery: topiony, żółty, parmezan (wedle uznania, może być i bez sera, jak kto lubi)

Szpinak rozmrażamy (ja to robię na patelni, żeby było sprawniej), dodajemy czosnek i chwilę dusimy. W tym samym czasie smażymy nasz boczek. Jajka roztrzepujemy i dodajemy przyprawy (sól, pieprz, bazylie itp itd.) i 1-2 łyżki śmietany.

Na nasz podpieczony spód wykładamy szpinak wymieszany z boczkiem, następnie zalewamy jajkiem i posypujemy serami. Wkładamy do piekarnika na około 20 min. i pieczemy nadal w 180 st. C.

Ja niestety starłam ich za mało i ubolewam :(...

RADA: kiedy pracujemy z takim składnikiem jak szpinak, pamiętajmy o odpowiedniej ilości czosnku i innych dodatków, które wydobędą odpowiedni smak. Zbyt mało czosnku sprawia, iż szpinak smakuje niczym wodorost z naszego oczka :). Sama dziś tak sobie myślę, iż mogłam dać więcej sera i boczku. Wówczas moja tarta byłaby genialna, a nie tylko dobra. Eh... takie są uroku gotowania...

życzę wszystkim dużo takich wpadek i wiele wariacji, które sprawiają, że jesteśmy bliżej perfekcji ...a przecież o to nam chodzi ? Nieprawdaż :)?????

Nie zmienia to faktu, że chciałabym kiedyś umrzeć z łyżką w ręku :)!!!
Jeśli kiedyś mój Mąż przyjdzie do domu i powiem - "Kochanie możesz pracować na 3/4 etatu (tak już przez chwilę pracowałam, marzy mi się to), bądź wcale", to będę go całować w stopy każdego dnia.... :) <3 !
Mogłabym wtedy gotować i smakować, zakochana w swojej kuchni i dupersztykach... gotowałabym i zajmowała się rękodziełem, wąchałabym książki... które tak kocham...  Szaleństwo... i marzenie... :). Może kiedyś się doczekam :). Każdemu tego życzę... :).
Moja miłość do jedzenia sprawia, że nadal nie mogę sobie nic odmówić... :(. Czasem się obrażam, jak mi coś nie wyjdzie, ale  tylko na chwilkę :).


wtorek, 20 sierpnia 2013

Imbirowe tiramisu

Dziś przedstawię mój ukochany deser :)....
...rozpływająca się w ustach kraina wyśmienitego smaku :)!  Tylko tak mogę go  opisać :).
Dlaczego ? A to dlatego, że takiego połączenia nie łatwo zapomnieć ....

Deserek - kawowo - jogurtowy... - pachnący włoskimi smakami i taki, którego sobie każdy z nas nie odmówi :). Bo jak  nie kochać tiramisu w wersji spolszczonej ? :)



Składniki (szklanka około 220 ml)
- serek mascarpone 50 g
- jogurt naturalny - około pół szklanki
- cukier puder (wedle uznania)
- kakao słodkie - około 4 łyżki
- 6 ciasteczek - imbirowe bądź korzenne - po 2 na każdą warstwę (ja dałam imbirowe - nie piekłam, kupiłam w sklepie cudnie się spisują <3)
- dobra kawa (niewiele jedynie do namaczania naszych ciasteczek)



Do serka dodajemy cukier puder (wedle uznania, jedni wolą bardziej słodkie, drudzy mniej), kilka łyżek jogurtu naturalnego, tak żeby nam się zmieniłam konsystencja serka, ażeby nam się z nim łatwiej pracowało :).

Jogurt naturalny mieszamy dokładnie z czterema łyżkami kakao (tutaj dodajemy również wedle uznania, ja lubię mocno słodkie, wiec nie wiem ile dokładnie dodawałam, sypała i próbowałam, to najlepszy sposób).

Następnie nasze ciasteczka moczymy w kawie i układamy nasze minii tiramisu.
Zaczynamy....
Ciasteczka... warstwa serka mascarpone... warstwa jogurtu itp itd.... :)

Na koniec dobry wafelek i jesteśmy w 7 NIEBIE :) !!!!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Faszerowane papryczki

Czekałam na moment, aż w sklepach pojawi się papryka a jej cena zejdzie na tyle, że będę mogła kupić jej z tonę i pomrozić na zimę, lub porobić jakieś kosmiczne smaczne sałatki :)...
...i tak też uczyniłam... :). Zostawiłam też sobie troszkę na obiad i zajadałam się smaczną faszerowaną papryczkę.... :). 
Nadzienie - nie tak bardzo zaskakujące, ale smak poniekąd lepszy niż sam ryż z mięsem :). 


Składniki na 5 średniej wielkości papryczek:
- 5 czerwonych papryk średniej wielkości
- szklanka ryżu
- mięso mielone lub inne - około 400- 450 g (zostało mi ze spaghetti z wcześniejszego dnia, wiec nie miałam dużo do roboty)
- 3-4- ząbki czosnku 
- 1 cebula 
- pomidory w zalewie, bądź jeśli robimy sos od podstaw sami: ketchup, koncentrat pomidorowy (4 łyżki), mąka - 1 łyżka, 3 kostki bulionowe + przyprawy 
- przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, bazylia, papryka czerwona- słodka, itp itd. 
- kilka pomidorków koktajlowych i czarnych oliwek
- ser - ja dałam zwykły żółty, można mozzarelle, parmezan itp itd. Moi smakosze - zachcieli zwykłego - bo niby smaczny - niech będzie :).....


Jeśli nie mamy sosiku z mięskiem z poprzedniego dnia to robimy od podstaw :). Każdy wie jak..... :).
Ale przypomnę (jeśli nie mamy pomidorków w zalewie), zalewany 3 bulionetki wrzątkiem i 1 łyżką wody w której rozpuszczona jest mąka. Gotujemy, po czym dodajemy koncentrat pomidorowy, przyprawy itp itd. 

Wcześniej.....
Na patelni zarumieniamy naszą cebulkę na oliwie z oliwek. Następnie dodajemy nasze mięsko + czosnaczek i podsmażamy. Mieszamy sos z mięsem i przyprawiamy jeszcze raz pozostałymi składnikami wedle uznania:). Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy, aż sosik odparuje i ładnie zgęstnieje :). 

Ryż gotujemy, jak zazwyczaj do risotta :). Mieszamy nasz sos z ryżem i nadziewamy nasze papryczki, które wcześniej zostały dobrze umyte i przecięte od góry (uzyskując śliczną czapeczkę). Można je rozciąć również w poprzek - łatwiej się je również je  nadziewa. I oczywiście jest wówczas więcej serka :).... !!!

Naczynie żaroodporne smarujemy łyżką oliwy z oliwek żeby nam się papryczki nie poprzyklejały. Czapeczki pieczemy w oddzielnym naczyniu (szybciej nam się upieką - radzę też solidniej posmarować ich naczynie oliwą). 

Na wierzch papryczek układamy pomidorki koktajlowe przecięte na pół i czarne oliwki. 
Wstawiamy do piekarnika na 40 minut w temp. 170 st. C. (3 półka od dołu) Serem posypujemy 15 minut przed wyjęciem. Radzę wcześniej, jeśli ktoś lubi bardziej podpieczony serek :). 
Czapeczki pieką się dość szybko, żeby nie skłamać, po 25-30 min. będą już ok :). Trudno mi określić, bo ja potrzymałam za długo - radzę obserwować. W zależności też na której półce je ustawimy, ja usytuowałam je na tej dolnej :). 

Nadziewać możemy niemalże wszystkim, dlatego też życzę każdemu niekończących się paprykowo jesiennych wariacji :)....


Samczego popołudnia :)



piątek, 9 sierpnia 2013

Mrożone brzoskwinie na patyku w czekoladzie

Odnośnie lodów.... :D
Nie tylko warzywa są teraz na topie, ale i owocki :)....
Zalegały mi maleńkie brzoskwinki, które przytargał mi brat :). Pochodzą z drzewka jakiegoś sąsiada, kolegi...Mniejsza z tym :).
Postanowiłam zrobić coś z 4 pozostałych, które zostały mi jeszcze z drożdżówek.
I uwaga .........
.... powstał śliczny owocowy lód na patyczku :).
Mniam... mniam...
W zasadzie to lód - przeprosinowy dla mojego Zygmuśka :)
Przeskrobała ostatnio toszqu i to będzie takie przekupstwo ? , przekabacenie ?.... :D.
Nie, nie..... :)...
Po prostu chcę być miła :). Hihihihhi.... :)



Wiec tak... takie lody można zrobić niemalże z każdego owocu. Szkoda, że nie mam dzieci, byłoby dziś zabawnie, bo cała się dziś umazałam, aż musiałam zrobić pranie :).... Ale było uroczo... szkoda, że w samotności tak się bawiłam :).... ale cóż... co zrobić :(.... Mam nadzieję się doczekać, tego bobasa... może za 3 lata :(.... ubolewam, ale cóż... Takie życie.

Już nie zanudzam :).
Co najważniejsze to stopić czekoladę - 2-3 kostki. Po stopieniu dodać łyżeczkę oliwy z oliwek - najlepiej ! Albo oleju, jak wolimy. A wszystko po to żeby rozcieńczyć czekoladę, która jest pomimo roztopienia za gęsta.

Wcześniej pokroić nasze owocki i zaczyna się - oblewanie naszego owocka... i posypywanie jakąś fajną posypką itp itd. Chyba, że nie przepadamy za takimi cudakami:). Brzoskwinki oczywiście obrałam, wyciągnęłam pestki i przekroiłam na pół, po czym nakłuwałam na patyczek :). I dałam do schłodzenia na chwilę do zamrażalnika :).

Spokojnie, fajnie się je robi i nie ścieka makabrycznie, wręcz przeciwnie... :). Wiec zachęcam do robienia takiego mrożaka.
Myślę, że banan byłby świetny - mrożony i do tego czekolada :) Obłęd !!!


Ps. nie wiem jakie będzie po ugryzieniu :). Czeka na swoją degustacje przez obdarowanego :D. Jak skonsumuje to się pochwalę :)


 zimnego wieczorku :)!!!

Sałatka z pekinki z pomidorami koktajlowymi

Uffff..... co za skwar :/.... Nie da się znieść tych upałów.... Nie da się również gotować pełną parą...
Czym się kochani zajadacie w takie upały ? :)... bo u mnie sałatka, sałata i wszystko co zielone i z ogródka :)..
Od dwóch dni składałam pomidorki koktajlowe ze swojego krzaczka i doczekałam się... :). Była sałatka z pekinki z owymi maleńkimi słodkościami :). To one odrywają w tej sałatce pierwsze skrzypce, dlatego dedykuję im posta :).... + za smak - kocham te słodki malizny :) <3 ! 

Ta sałatka, to nic spektakularnego, ale jak na takie upały jest uwieńczeniem tego co nam piszczy w głowie i mówi bez przerwy "co by tu zjeść? nie za ciężko, a dobrze... tak żeby nie przesadzić, nie mieć wzdęć i dobrze zjeść hm.... ?!". 
A wiec... 


Składniki na 1 główkę (średniej wielkości) sałaty pekińskiej: 
- oczywiście sałata :)
- 2 garście pomidorków koktajlowych (najlepiej z krzaczka:))
- 1-2 ogórki średniej wielkości (bądź 1 duży, też z kraczka)
- garść czarnych oliwek
- majonez (około 2-3 łyżki)
- sól, pieprz, bądź inne przyprawy (ja nie dodawałam, wolałam bez)
- ser sałatkowo- kanapkowy favita (genialnie spisuje się w tym połączeniu:))



Wszystko pokroić, wymieszać i odstawić do lodówki, żeby pięknie się smaki połączyły :). Nie chciało mi się dziś robić sosu na jogurcie, ani nic tym podobnego....
Każdy musi kiedyś pofolgować, tym bardziej w te upały... poza tym u mnie w domu nic nie schodzi w takie upały... :/. Tylko sałaty, lody i ewentualnie torty na zimno :)....




środa, 7 sierpnia 2013

Kruchy zawijaniec drożdżowy

Nie ma nic lepszego jak opróżnianie lodówki z owocków, których nikt zjeść nie chcę, a które zapieczone i zwinięte w pyszne ciasto spisują się wzorowo do mrożonej kawki po obiadku :)... <3

Ostatnio zalega u mnie troszkę za dużo owoców. Nie warto kupować ich w dużych ilościach, bo: czasem komuś się zjeść nie chcę, bo ma widzi misie, bo pomysłów nie ma co by z tego zrobić itp. itd.
I takie biedulinki - bieduliny leżą i czekają na swój ZGON :) .

Moje jabłuszka już zaczynały podgniwać... Drożdże też zostały z drożdżówek... Wiec stworzyła się piękna parka :D.  Do tego dołączyło troszkę brzoskwinek i łalaaa!!!! :)


Składniki na ciasto:
- 3 szklanki mąki
- 3/4 szklanki mleka
- 50 g drożdży
- 3 łyżki cukru
- 80 g margaryny (nie miałam masła, no cóż :))
- 2 jajka
- szczypta soli

Farsz:
- 4 jabłka - tyle miałam :)
- 1 łyżeczka cynamonu
- rodzynki
- powidła śliwkowe bądź jakiś współgrający dżemiks :) (dałam około 4-5 łyżek)








Mąkę przesiewamy, dodajemy szczyptę soli, jajka. Margarynę roztapiamy i czekamy do ostygnięcia.
Wcześniej rozpuszczamy drożdże w ciepłym mleku z cukrem. Czekamy, aż zaczną pracować.
I łączymy składniki, wyrabiamy ciasto i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 30 min.


Jabłka, brzoskwinie (i co tam jeszcze mamy a możemy połączyć z powodzeniem) kroimy w kostkę, dodajemy do nich cukier (daję na oko) i smażymy, aż ładnie puszczą sok. Potem dodajemy cynamon :).
Na końcu rodzynki:).

Jak już nasze ciasto wyrosło, wałkujemy na odpowiadającą nam grubość i nakładamy nasz farsz :)
Pieczemy w temp. 180 st.C przez około 20-35 min. Ja wcześniej go nagrzałam, wiec piekłam około 20  min.

Ciasto wychodzi kruche, może nie wygląda efektownie, ale smakuje wyśmienicie do mrożonej kawki :) !

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Owocowo-budyniowa puffff :)

Pufffff..... :) !
A tak. Dlaczego tak je nazwałam ?.... bo dziś nie chciało mi się używać wałka i moje drożdżówki z budyniem nieco sobie pofolgowały i przybrały na wadze :)... Nie chciałam też dużej ilość, tylko takie solidne na jeden raz, żeby nie leżały do jutra - ewentualnie do jutrzejszego śniadania :D . Ale widzę, że niestety - nie grozi im ich zachomikowanie :).

Kiedy wróciłam do domu, rzuciłam torby i od razu zabrałam się za ciasto :)



Składnik na ciasto: (około 8 dużych drożdżówek lub 14 -15 średniej wielkości. W zależności również od tego jaką grubość preferujemy)
- około 3-4 szklanki mąki pszennej
- szczypta soli
- 2 jajka
- 42 g drożdży
- 250 ml mleka
- 75 g masła lub margarynę
- 4-5 łyżek cukru

Składniki na farsz:
- 1 budyń - ja miałam o smaku korówkowym :)
- 2 i 1/2 szklanki mleka (ja dałam 2 szklanki)
- kilka malin, mango, brzoskwinie itp itd.
- dobra konfitura - ja dałam robioną całkiem niedawno przez moją mamę z truskawek

Wszystko daję na oko, dlatego z tą mąką jest różnie i też czasem ciężko mi określić ile dałam :). Po prostu - nie znoszę odmierzać - robię to tylko wtedy kiedy trzeba.

Mąkę wymieszać z jakiem i solą.
Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku i dodać cukier.
Odstawić na chwilę.
Masło rozpuścić i odstawić do ostygnięcia.
Po czym - połączyć nasze składniki :). I zagnieść fajne ciasto :).
Jeśli będzie za rzadkie podsypywać mąką.
Odstawić do wyrośnięcia przykryte ściereczką itp itd. Ja pozostawiłam na jakieś 30 minut. Nie chciało mi się czekać :).  Zapragnęłam już je jeść :).
Następnie wałkujemy, bądź ręcznie odzieramy ciasto od siebie i formujemy kulki, a następnie placki które układamy na swojej blaszce wyłożonej papierem do pieczenia :). Odstawiamy do wyrośnięcia na 15 min. po czym robimy w środku wgłębienia- opuszkami palców bądź spodem od małej szklanki.

Kiedy nasze ciasto rosło zrobiliśmy budyń :).
Ugotować 1 szklankę mleka i zalać ją 1 szklanką z rozrobionym proszkiem :). Jeśli wolimy rzadszy - dolewamy  troszkę mleka.




I co dalej :)?
Nic innego jak faszerowanie naszego drożdżowca :)...
Nakładamy w nasze wgłębienia budyń a na to ulubione owocki :).
Ja miałam mango z puszki - zostało z placka. I świeże malinki i brzoskwinie prosto z drzewka :) .





W kuchni tak pachniało - najadłam się samym zapachem...
A teraz niestety -IDĘ ĆWICZYĆ BRZUCH.... :( Jestem zła :(.... nie lubię ćwiczyć , wole godzinami gotować, smakować, cieszyć oczy tym jak jedzą inni, eh.... :).
Żyję dla jedzenia !!!!!! <3
Szkoda, że tam mało mam teraz czasu na gotowanie :(....
Eh....

Drożdżyce były - OBŁĘDNE !!!!!! :)
ALE I BYŁY BOMBĄ KALORYCZNĄ JAK NIC !!!! :).
Cukier mi spadł w weekend - wybacz Zygmuś - słabo mnie karmiłeś słudyczami :). Hehehehehehehe :) :*
Jak sobie sam człowiek nie zrobi - to przepadnie :)