Tak jesiennie... tak spokojnie... tak przyjemnie :).
W taki czas jak ten, tylko piszę i czytam... oraz piję dużo kawy :).
Chodź ostatnio czuję się, jak matka nastolatków i babka pierwszego wnuka.
Eh.... Chyba się uśmiechnę, bo tak należy i tak przystało przyzwoitemu człowiekowi :). Zaczesze grzywkę (chyba zawszę będę ją mieć, bo bez niej każdy się śmieję i fakt - wyglądam wtedy jak młody meżczyzna:)), odetchnę sobię jak moja "niby" wnuczka po jedzeniu i powiem sobie "będzie dobrze"!.
Casem czuję się niczym bohaterka "Amelii". Dookoła otaczają mnie dziwni ludzie, patrząc na nich nie wiem czy się śmiacz, czy płakać. W tym wszystkim najgorsze jest to, że do tych osób należą bliskie mi osoby.
Hm...
Przez te wszystkie lata jakie żyję, nauczyłam się wyrozumiałości do ludzi, ale czasem po prostu nie wytrzymuję i wybucham z emfazą. Taka moja natura. Jestem nieśmiała, spokojna, jestem też artystką dlatego postrzegam świat zupełnie inaczej niż inni ludzie. Lubię żyć z dala, ale blisko. Wiem, że to trudne do zrozumnienia przez standardowego ekstrawertyka, którego rozpiera energia i chęć czerpania sił z kontaktów z innimi. Ja też je kocham, ja również uwielbiam ludzi. Ale moja wrażliwość sprawia, iż dostrzegam rzeczy, które przez wielu ludzi nie zostaną zauważone. Dlatego tak cieżko czasem żyć. Coś co dla kogoś wydaję się błache, dla mnie jest czymś ważnym.
Ah...te emocje. Kocham je, bo dzięki nim mogę pisać. Doświdczenia uczą, są doskonałym materiałem na genialną prozę. Czytam właśnie książkę pt. Pewnego dnia Emily Gryffin. Dość fajna relacja: matka porzucająca -córka, która odnalazła. Nadchodzą zimne dni i sądzę, że wy również będziecie mieć więcej czasu na coś do pochuchy, a może nocnej kawusi :).
W takie dni jak ten, kiedy siędzę przy oczku wodnym, w miejscu przeznaczonym na grilowanie, kłębią się w mojej głowie poplątane myśli... Moje życie jest dość problematyczne, gdyż wsiąkam jak gąbka wszystkie ewmocje jakie czasem wylewają na mnie ludzie.
Potrzebuję dużo czasu, żeby się do czegoś przyzwyczaić, oswoić się z pewnymi faktami... dostrzegam, że im jestem starsza, tym łatwiej.
Świat artystów jest trudny, ale niesamowice ciekawy :).
Artysta zawsze ma dużo do powiedzenia, interesuję się człowiekiem i jego umysłem, potrafi wiele skonstruować, ale też cieżko mu czasem żyć w zwykłym szarym życiu...
Mnie ono przytłacza... ta nagonka i słowa innych ludzi, którzy ustawicznie mi mówią, że powinnam być kimś innym... To nie koncert życzeń i nie każdy będzie robić to, co robią inni ludzie. Trzeba znać swoje miejsce. Mieć swoją własną hierarchię. No... ale za dużo tego gadania, jabłko stygnie, a cieplutkie najlepsze :)....
Składniki na 1 porcję:
- 1 małe jabłko
- 1-2 śliwki kalifornijskie
- 3-4 łyżki płatków owsianych
- 1 łyżka miodu
- troszkę suszonej żurawiny
Sos:
- laska wanili lub cukier waniliowy (ja dałam cukier, bo nie miałam wanili. Można też dodać cukier puder, ale wtedy smakuję bardziej jak budyń)
- 1,5 szklanki mleka
- 3 łyżki cukru
- 1,5 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 żółtko
Jabłko myjemy i odcinamy jego niewielką górną część. Następnie wydrążamy i nakuwamy w kilku miejscach, żeby nie pękło podczas pieczenia.
Miód mieszamy z płatkami, dodajemy pozostałe składniki - mieszamy i nakładamy nasz farsz do wnętrza jabłka.
Jabłko układam na folii spożywczej i zwijam brzegi w razie wycieków :).
Wkładamy do piekarnika na około 30-40 min w temp. 180 st.C.
Zagotowujemy cześć mleka z cukrami (laską wanili). Drugą cześć łączymy z żółtkiem, mąką i dobrze wszystko mieszamy. Gdy mleko zacznie się gotować - wlewamy drugą część mieszanki, powoli ciągle mieszając. Zagotowujemy i gotowe :) !
Jeżeli wolisz rzadszy sos - to rozcieńczasz go mlekiem :).
Posypujesz cynamonem i można wcinać.
Słuchałam dziś muzyki do filmu "Amelia", może dlatego dzisiaj tyle u mnie fantazju!
Pyszny zestaw wylądował w Twoim jabłku:) Też muszę takie zrobić. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńczy komuś mogłoby to nie smakować?
OdpowiedzUsuńJabłko cudowne, nie daj się i bądź sobą :-)
OdpowiedzUsuńJak jesiennie i pysznie:)
OdpowiedzUsuńAmelię bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńJabłuszko w tym sosie wygląda smakowicie :)
Pysznie nadziane te Twoje jabłuszka! :)
OdpowiedzUsuńzawsze uważałam, że artyści to mają przesrane w życiu :D raz pozytywnie, a raz nie..
OdpowiedzUsuńAle jabłko-pierwsza klasa :D
Pyszne to jabłuszko :)
OdpowiedzUsuńLudzie wrażliwi mają w życiu ciężko, i, jak mawia Tatuś - jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą du... Twardy tyłek ;) Tylko tak trudno się tego nauczyć...
smak jesieni:)
OdpowiedzUsuńdzieki za wpis u mnie:)
pozdrawiam i zapraszam ponownie:)
Paula:)
Czy ja czytam samą siebie ???
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że mogę tu wpadac , ,że jest takie miejsce !
Mamy jabłuszko mamy smaczny deser ;D
OdpowiedzUsuńAle doskonały deser:) mniam mniam:)
OdpowiedzUsuńDeser poezja. A muzyka z filmu Amelia to idealne jego dopełnienie. No chyba,że wybierzemy full wersję, czyli deser do filmu :)
OdpowiedzUsuńmniam rozkoszne :))
OdpowiedzUsuńomnomnom *.*
OdpowiedzUsuńBudyn... :(
OdpowiedzUsuń