I jestem..... :)
Oh.... umieram ze szczęścia .... :). Podróż do słonecznej Italii była wręcz jednym z moich celów jakie sobie obrałam w dzieciństwie.
A tak, tak - mając 16 lat siedziałam kiedyś w samochodzie i czekałam na swojego tatę. Trochę znerwicowana byłam, ale nie pamiętam z jakiego powodu :). Może się troszkę oburzyłam czymś irytującym...;). Co jak co, ale utkwiła mi wówczas pewna audycja radiowa, której słuchać nie chciałam, byłam na nią wręcz skazana. Skazał mnie Tata - pozostawiający włączone radio w swoim nowym samochodzie, którego (wstyd się przyznać) wyłączyć nie potrafiłam :). Pewna bardzo "szepytława" Pani opowiadała wówczas o ustawicznych corocznych podtopieniach w Wenecji. Dodatkowo napomniała jak drogie są wycieczki do Wenecji, co spowodowane jest też tym, iż ceny w tym obłędnym zakątku z roku na rok idą w górę.
I jak to ja - tylko jedno stwierdzenie przyszło mi w tamtej chwili do głowy - "zapewne tam nie pojadę - a szkoda". W zasadzie byłam dzieckiem, wiec nie wiem czemu od razu skreśliłam tą podróż z listy moich (jak to mówi mój kolega) MISJI :). Patrząc teraz na to wszystko z perspektywy dorosłej kobiety, przyznam z ręką na sercu, że moje stwierdzenie nacechowane było po
1. Brakiem potencjalnego partnera na całe życie (jedź do Wenecji tylko i wyłącznie z partnerem, którego kochasz - hipotetyczny kandydat na dobrego Męża).
2. Pusty portfel, bądź zakasane rękawy i zaciśnięty pas, który podchodzi aż do gardła i pętelka się zaciska ?. No cóż :P:)....
Zawsze byłam dojrzała.... Eh...;)
Tak na marginesie - przy tej dojrzałości nasunęła mi się teraz pewna książka Daniela Tammeta "Urodziłem się pewnego błękitnego dnia". To swego rodzaju pamiętnik, który myślę, że pomoże rozumieć nie jednemu z nas - wiele dziwnych (według niektórych z nas) postaw ludzi, które nie są złe. Po prostu nie każdy funkcjonuje na tym samym poziomie psychicznym. Każdy świat jest ciekawy... inność zawsze nas ciekawiła.... lecz nie wiem dlaczego odrzucamy coś co nam nie pasuje..?. Zamiast pogłębiać tą ciekawość i wyrabiać w sobie wyrozumiałość w stosunku do innych ludzi, my wolimy kręcić głowami i odejść na bok...
Akceptujemy tylko to co jest nam znane i dobre dla nas... Odrzucały resztę.... Wiem, bo walczę z tym każdego dnia... Właśnie z takimi ludźmi, którym się wydaję, że świat wygląda tak jak ich najbliższe zamknięte i elitarne otoczenie.
Przy okazji pozdrawiam rodziców dzieciaczków z Autyzmem, Aspergerem i zespołem Downa. Wiem ile pracy wkładacie w ich wychowanie i to jest bardzo piękne :).
Wracając.... :). Wenecja wstrząsnęła mnie swoją bajkową scenerią. Moje pragnienie bycia tam wzrosło, jak pooglądałam kiedyś film "Miasto zaginionych dzieci". Morze, kanały, klaustrofobiczne uliczki.... wprawiają w oszołomienie. Do tego gondolierzy, oh <3..... Umierałam ze szczęścia, kiedy zobaczyłam ich w uroczych koszulkach w paski biało - granatowe, biało-czarne, biało -czerwone - OBŁĘD!!!!
Więcej opowiem, w kolejnych postach, przy jedzeniu czegoś Włoskiego. Mam smaka na calzone. Obiecuję, że przygotuję niebawem :).
A dziś upał, który ciężko znieść. Dlatego pomyślałam, że wykorzystam moje podskakujące w lodówce "Truskaweńki" prosto z ogródka :).
Będzie smacznie, SZALENIE szybko i chłodnooooo :)
Składniki na deser z truskawkami:
- 1 galaretka truskawkowa
- 400 ml kefiru
- ok. 30 dag świeżych truskawek
Galaretkę rozpuszczamy w 250 ml wody i czekamy, aż troszkę ostygnie. Po czym mieszamy z kefirem. Wylewamy do naczynia, bądź małych salaterek w dowolnej wielkości. Do środka wkładamy również całe trusakweczki, bądź przecięte na pół, jeśli mamy małe naczynka. I wstawiamy do stężenie do lodówki.
Polecam zjeść od razu, bo po jednym, dwóch dniach deser traci smak i okrutnie stężeje w lodówce :).
Smakuje jak zamrożony galaretkowy jogurt :).... Fajna spawa na wykorzystanie kefiru :).
Jeśli chcemy go wydostać, to musimy naczynie zanurzyć w gorącej wodzie na kilka minut.
Uważaj na to, żeby woda nie dostała się do naczynia, bo nas deser się rozpuści. Mi troszkę tym razem kapnęło, ale spokojnie - ponownie stężało na talerzyku w lodówce;)
Oomomomomomomom :)!!!
Oj kusisz!Pyszny deserek :)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru,
A.
Piękny deserek, bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń