poniedziałek, 30 września 2013

Jesienne wspomnienia na werandzie (chrupiące grzanki zapieczone w jajku)

Kochani,

jest chłodno, wręcz zimno wieczorami jak i w dzień. To już nie te czasy, kiedy cieszyliśmy oczy kolorową i ciepłą jesienią. Bynajmiej, nie jest tak ciepło jak dawniej.

Pamiętam czasy, kiedy stojąc na środku swojego podwórka (ponieważ mieszkam i wychowałam się na wsi) kołysałam się i kręciłam dookoła własnej osi, po czym lądowałam na trawie opsypaniej liśćmi, które ustawicznie i nagminnie opadały z pobliskiego lasu zasadzonego przez dziadka.
To magiczny czas. Drzew już dawno nie ma, jesienie również zimne, srogie i ciemne z powodu braku cieła bijącego od słońca. Bliscy również odeszli.... Pomimo to w sercu pozostają gorące wspomnienia.

Między innymi jesienne okrzyki babci z polnej kuchni, która wołała "Chlebowe grzanki z jajkiem gotowe !". I ta moja niecierpliwość i zaglądanie z krzesła, które było na mnie nieco za duże, a z którego ledwo sięgałam do stołu. A potem ten smak, który jako dziecko określałam mianem "serowego chipsa  utopionego w jajku".

Nostaligczne podróże tak cieszą. Nie tylko duszę, ale i  żołądek, ponieważ tak proste dania smakują nam najlepiej. Tego nauczyli nas, nasi bliscy, dlatego ma się sentyment do takich dań :).

Wracając....
babcinych wariacji z jajkiem w roli głównej było tysiące. Babcia Frania zawsze wiedziała, jak oszukać dziecko, jak je zaciekawić i sprawić ażeby to najbardziej lubiana jajko - nie znudziło się :). Oh nie!
Niemniej jednak to z grzankami, zapiekane z serkiem i ziołami, było najpyszniejsze :). Dość często pojawiała się też wersja starej szczerstwiałej kromki chleba optoczonej z obu stron w jajku. Niesamowicie kaloryczna bomba, ale dla biegającego przez cały dzień dziecka - to idealne śniadanie, bądź kolacja.

Babcia zaszczepiła we mnie miłość do jajka z którym nie rozstaję się do dziś :).
Pomyślałam, że ten ciepły poniedziałek, to idealny dzień na to, żeby  uśmażyć babcine chlebkowe grzanki zanurzone w cudowych serowych jajeczkach, posypanych świerzą natką pietruszki :).

I tak też się stało. Usmażylam, doprawiłam i usiadłam na werandzie.... Trochę wspomnień popłyneło, trochę uśmiechów, tęknoty. I obietnica, że w przszłości zrobię wszystko żeby moje dzieci pokochały jajka, tak jak ja. Tak jak tego nauczyłam mnie moja Kochana Babcia.



Składniki na chlebowe grzanki zanurzone w jajku: (1 porcja, na małą patelnię)
- 2 jajka
- 1 kromka chleba bądź kawałek czerstwej bułki
- łyżeczka wymieszanych przypraw:  bazylia, oregano, tymianek (lub takie zioła jakie lubimy)
- sól, pieprz do doprawienia jajek
- świerza natka pietruszki do posypania
- 2 łyżki oliwy z oliwek bądź oleju
- odrobina żółtego serka startego na dużych oczkach




Na patelni rozgrzewamy olej, oliwę. Kroimy chlebek w kostkę i wrzucamy go na patelnię, opsypujemy ziołami i zarumieniamy (Tak jak lubimy). Przesypujemy do miseczki.

Następnie jajka roztrzepujemy, doprawiamy, dodajemy serek - mieszamy. Po czym wylewamy nasza masę na patepnię. Jak jajko zacznie się nieco ścinać, wrzucamy nasze grzanki i przykrywamy pokrywką, doprowadzamy do ścięcia jajek do takiego momentu jaki lubimy najbardziej.

Smacznego popołudnia :) !




Moje Smaki Michel Moran





piątek, 27 września 2013

Tatusiowe roladki z przeszłości

Cześć Kochani :)


w końcu wszystko skończyło mi się w lodówce, wiec postanowiłam coś ugotować. Dziś ukochane piersi z kurczaka, jak za dawnych dobrych lat :). A to dlatego, że kiedy byłam małym dzieckiem robił mi je mój Tata. A wszystko zaczeło się od mojej komunii świętej. To był piękny dzień, smakowity i MEGA śmieszny :) !
Roladki miały zorbić furrorę - i fakt zrobiły, ale pewne dwie Panie utrudniły nieco ich konsumpcę. Chodź z perspektywy czasu popieram je w 100%. Zamias posmażyć roladki, kuzynka wraz z moją Mamą - powiazały roaldki sznurkiem, ażeby te się nie rozpadły. I użmażyły ze sznureczkiem.  W takiej też postaci, roladki powędorwały na stół komunijny :). Hi hi hi hi !
I jak się zabrać za coś podobnego ? Zawrót głowy ! :). Mój Tata kiedy się dowiedział to się, ze tak powiem delikatnie - wściekł :). Niemniej jednak roladki był pyszne i zakochałam się w nich już wcześniej, ale to właśnie na komunni miała być ich pierwsza oficjanlna prezentacja. Jak to na wsi bywa- tylko pierogi, groch, kapusta,  itp itd, wiec w tamtych czasach (a było to sto lat temu :)) to było coś !



Skłądniki na 3-4 roladki średniej wielkości (robiłam je z małej podwójnek piersi, roladki wychodzą nieduże. Można zrobić 2 duże, będzie łatwiej z faszerowaniem)
- 1 podówójna pierś z kurczaka
- pół małej papryki
- 1 mały kiszony ogórek
- 2 duże pieczarki
- 1 średniej wielkości cebula
- żółty ser (starty na najgrubszych oczkach)
- przyprawy: bazylia, oregano, papryka słodka, SÓl, pieprz















Fasolka szparagowa zielona (ugotowałam około 3 gaście - porcja na 3-4 osoby):
-  3 łyzki masła
- 3 łyżki bułki tartej


Pierś z kurczaka dzielimy na pasujące nam cześci. Następnie każdą z części lekko robijamy przez folię. Ja miałam niecu utrudnioną sprawę, ponieważ koniecznie chciałąm 4 porcję. Dlatego też cieżko było pozawijać roladki. Ale jakoś dałam radę, ale wówczas nasze roladki nie będą się prezentować aż tak znakomieci jakbyśmy tego chcieli (ale polecam zastosowanie nitki - w razie feralnej piersi z kurczaka, ale od razu mówie, że zaraz po zarumienieniu z obu stron należy się pozbyć nitki. Dla początkujących fajna sprawa - polecam).

Następnie nacieramy zewnętrzną stronę naszych roladek ulubionymi ziołam, odstawiamy na 10-15 min. Po czym faszerujemy przygotowanym wcześniej farszem. Jeśli nasza pierś, nie będzie się ładnie prezentować a bardzo nam na tym będzie zależeć, to polecam panierke - jako + bułka tarta :).

Podsmażamy na patelni cebulkę, pokrojone w kostkę pieczarki i dusimy. Oddzielnie podduszamy do miękkości naszą paprykę, żeby odparowała i zmiękła. Ogórka również kroimy w dorbną kosteczke. Mieszamy wszystko i nakłądamy na nasze roladki.

Posypujemy najpier żółtym serem, po boka więcej żeby nam się łądnie posklejały. Nastęnie nasza mieszanka i zwijamy.
Możemy jeszcze raz posypać ulubionymi ziołami i smażymy na rogrzanej patelni, do momentu, aż nasze roladki ładne się podpieką i przejdą smakiem :).


Fasolka
Gotujemy fasolkę w osoblonej wodzie do miękkości.
Nastepnie rozpuszczamy masło, dodajemy bułkę tartą i zarumieniamy ją lekko. Polewamy naszą fasolkę, dokładnie mieszamy i  wcinamy :)


Ps. mam też inną propozycję na roladki, ale to innym razem. Podpatrzyłam u jednego kucharz z którym miałam okazję  chwilę popracować :). 

Smacznego weekedu :) !

środa, 25 września 2013

Fiński naleśnik z piekarnika

A na deser....
Musiał być deser, bo strasznie mi się zachciało coś słodkiego, ale zarazem szybkiego :).
Kiedyś przez przypadek napotkałam w internecie przepisz na Fiński naleśnik.
Postanowaiłam, że muszę zrobić :).
W zasadzie można powiedzieć, że to również polski naleśnik, ale wsadzony po prostu do piekarnika :).
I w tym tkwi cała filozofia. Najwodczniej Finowie wolą te lepsze rozwiązania. Mało się namęczyć, dobrze zjeść i zoszczędzić czas. I bardzo dobrze- czasem trzeba :) !

Wyglądają naprawdę smakowiec i ślicznie, cudnie rosną i przepięknie opadają po wyjęciu. Tworząc warstwę, przypominającą chrupiącą pierzynkę.








Składniki na 2 porcje 
(chodź ja nakarmiłam 4 osoby, dla mnie naleśnik jest dość syty wraz z dodatkami):
- 300 ml mleka
- 1 jako
- 125 g mąki
- szczypta soli
- 2-2,5 łyżki cukru
- 1/2 łyżki miękkiego masła
- tłuszcze do wysmarowania formy (ja miałam naczynie żaroodporne i nie smarowałam go. Dość dobrze się odkleja, po podważeniu)


Wszystkie składniki dokładnie zmiksować. Wylać na blache wyłożoną papierem do pieczenia, bądź wysmarowaną masłem.
Pieć w 200-220 st. C przez około 20-25 min.


Karmelizowane jabłka:
- 2 małe jabłka
- 1 łyżka masła
- 1 łyzka cukru
- cynamon















Jabłka obrać i pokroić w ćwiartki, lub jak nam się spodoba.
Na patelni rozpuścić masło i dodać cukier - nie mieszać. Pozostawić do całkowitego rozpuszczenia się cukru ,po czym dodać jabłka. Kiedy jabłka puszczą nam sok, dodać cynamon.
Wszystko pomieszać i czekać do momentu, kiedy nasze jabłka będą miękkie.
I gotowe !
Polać naszego naleśnika - skarmelizowanymi jabłkam i śmiało wcinać :). 
Można posmarować go dżemek, ulubionym jogurtem, bitą śmietaną, posypać cukrem pudrem, suszoną żurawiną i innymi smakołykami :). 


Smaczego popołudnia ! 



Pappardelle z grzybami i pastą truflową

Witajcie Kochani,

w weekendy - zazwyczaj nie gotuję. Chodź zdarzają się wyjątki.  Dlatego tak pięknie napisałam w piątek, że - rozpoczyna się weekend pod tytułem - Gotwanie z Zygmuntem

No i Zygmunt się zgodził na to, żeby udostępnić jego przepis :). A wręcz był wniebowzięty :)!.
Powiem od razy, iż stałam z boku i nie wcinałam się. To sprawiło, iż nasze toczące się od wieków kulinarne batalie zostały zażegnane.  Pomyślałam - "niech będzie" :).

Wiec teraz - obiecany post. 
Cóż wcinałam na sobotni obiad ?
Podgrzybki z pastą truflową + parmezan


Skłądniki na 2 porcje:
- 250 g makaronu pappardelle 
- 20 dag prawdziwków 
- 2 zabki czosnku
- sól, pieprz
- 1,5 łyzeczki masy - z czarnych trufli (można dodać również i białej)
- oliwa z oliwek
- parmezan






Wykonanie
Makaron gotujemy jak na opakowaniu. 
Grzybki podsmażamy i podduszamy na patelnii z dodatkiem czosnku - na oliwie z oliwek.
Następnie mieszamy z makaronem + pasta truflowa i posypujemy startym prarmezanem :)
Prosto, smacznie, pysznie, włosko :).

Thanks Zygmunt  :) !

Fot. Zygo 

wtorek, 24 września 2013

Czarne oliwki - panierowane i smażone

Zatęskniło mi się za Włochami...
Eh... tym bardziej, że u nas nadciąga zima, a tam jest ustawicznie ciepło, a bynajmniej jak dla mnie te ich temperatury to pestka.
Będąc w czerwcu we Włoszech temperatura wskazywała wówczas 36-37 st.  Dla włochów - zimno, zimo, ZIMNO :). Poubierani w kozakach i ciepłych pikowany kurtkach. A ja w leginsach i bluzce na krótki rękaw. Wzbudzałam podziw i wzkazywałam tym samym, że jestem obcokrajowcem :).

To mnie śmieszy, ale co kraj to obyczaj i też inny klimat. Poza tym ludzie - przemili, wręcz wspaniali!
Pomogą zawsze nawet jeśli nie rozumieją, wieczyście uśmiechnięci, pozytywnie zakręceni.
Zapewne słońce i ten ciepły klimat tak na nich wpływa :).
Zabawe jest też to, że jak już wyjdzie słońce i tem. podskoczy o 2 st. to Ci którzy mieszkają blisko morza pakują torbiczki i od razu na leżaczek :). To również jest komiczne :).

Dla nich najważniejsze jest żeby żyć beztresowo, beztorsko, dobrze zjeść, nigdzie się nie śpieszyć, fajnie odpocząć.
Nie ma też co porównywać życie u nas, a tam. Ale kraj piękny, życie cudne, potrawy - bliskie naszym. Proste, smaczne i na topie. Bo też czego oczekować od włocha, kiedy pełno dookoła pomidorów, oliwek, migdałów itp itd.

Le Marche - położone na pułnoc od Sam Marino, to moje marzenie i kolejna podróż, którą muszę koniecznie zaplanować.  W San Mariono - byłam. Niestety nie dotarłam już dalej.

Do czego zmierzam, a wiec ich lokalnych przysmakiem są: panierowane i smażone w głębokim oleju zielone oliwki. Nie znajdziemy tam pamiątek, ale będziemy mogli rozkoszować się tym przysmakiem. Oliwki faszerowane są mięsem, bardzo rzadko można je spotkać faszerowane rybami.


Ja użyłam dzisiaj czarnych, ponieważ skończyły mi się zielone. Z tego względu, że mam remont w domu i robtnika na głownie, to nie gotuję, ale zapragnełam zajadać się przystawkami.

Obiadów mam na cały tydzień - obdarowana przez uprzejmość mojego taty. Chyba tego nie przejem do końca życia :).
 Wiec zaczynamy... Zaznaczam, że bez wina się nie objedzie, tak samo jak bez parmezanu :).



Składniki:
- oliwki czarne drylowane
- starty na najmniejszych oczkach parmezan
- puszka dobrego tuńczyka w oleju
- natka pietruszki - drobno posiekana

Do panierowania:
- maka
- rozkłucone jajko
- bułka tarta


Te czarne nie wyglądają po panierowaniu tak efektownie jak zielone. Ale smakują wyśmienicie na grzance polanej oliwą z oliwek ekstra vergin, bądź olejem słoniecznikowym  i posypane ziołami prowansalskimi.

Oliwki wyciągamy z zalewy i lekko podsuszamy na papierowym ręczniczku.
Tuńczyka mieszamy ze startym parmezanem (tyle żeby było czuć smak sera)
Kroimi natkę pietruszki - bardzo drobno. Ja miałam swoją, ale nieco podsuszoną.
Mieszamy wszystko dokładnie i faszerujemy. Bardzo przyjemnie się to robi. Można używać szprycy, ale ja robiłam palcami i popychałam małą łyżeczką.

Panierowanie 
Moczymy oliwki w mące, następnie w jajku, potem w bułce i smażymy na głębokim oleju do zarumienienia.

Do tego dobre wino - cudo ! :)
Rozkoszowałam się dzisiaj tym przed obiadem :) Tym bardziej, że u mnie dzisiaj tak słonecznie.
To chyba ostatni tak piękny dzień, przed jesiennymi deszczami.




poniedziałek, 23 września 2013

Faszerowane pieczarki

Dziś mam pełną lodówke, jak po każdym weekendzie, wiec zrobiłam - małą przystaweczkę :).
Lodówka pęka mi od nadmiaru pieczarek, dlatego też - doczekały się i one swojej celebracji.







Składniki na 8-10 pieczarek:
- 2 jajka ugotowane na twardo
- 1 średniej wielkości cebula
- 3 ząbki czosnku
- 1 łyżka bułki tartej
- natka pietruszki (mniej niż garść)
- sól, pieprz
- ser żółty
- polecam mieszanke: ser żółty + PARMEZAN (dla mnie z parmezanem - niezastąpione. Nie wyobrażam sobie pominąć w tym zestawieniu ten ser)



Pieczarki dokładnie umyć, obrać, odkroić ich ogonki, które należy pokroić w dorbną kostkę, ponieważ będą nam służyły jako farsz.
Cebulę - również drobno pokroić i zeszklić na patelni wraz z ogonkami z pieczarek + czosnek przeciśnięty przez praskę.
Jajka ugotować na twardo - pokroić w kostkę.

Wymieszać wszystkie składniki, nie zapominając o dodaniu natki pietruszki, bułki tartej i przypraw.

I faszerujemy!
Nakładamy nasz farsz do kapelusików, po czym posypujemy serem żółtym i na wierzch parmezanem. (W trakcie pieczenia ser zacznie się topić i zmiejszy swoją obiętość. Należy dosypać w trakcie pieczenia wiekszą ilość sera.)

Następnie ułożyć nasze pieczarki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w tem. 200 st. C, przez 25-30 min.

Ozdobić sałatą i plasterkiem pomidora, zeszklonym plasterkiem cebuli, pieczoną papryką, bądź innym ulubionym warzywkiem.

Farszerując pieczarki słuchałam:

piątek, 20 września 2013

Kotleciki ziemniaczane z farszem

Ziemniaki, oh te ziemniaki...
Czasem mamy ich serdecznie dość. Mnożą się i mnożą podczas obierania, gotowania i jedzenia...
Wiecznie jest ich za dużo :). Zdecydowanie!

U mnie również zostały wczoraj z obiadu. Jak zawsze wszystkiego - szkoda mi ich było. Zapakowałam je pięknie do lodóweczki, swoje odstały i dziś podduszone na masełku stworzyły piękny obiad :).

Do tego rybka, marcheweczka - pycha !

Kotleciki ziemniaczane, bo jak inaczej je nazwać ? Są czymś co przypomina mi czasy dzieciństwa i wszelkiego rodzaju babcine wyroby. Z ziemniaków można zorbić niemalże wszystko :). Nawet we Włoszech są popularne i dodawane do tzw. pizzerinek cebulowych :). Ale o tym innym razem.



Składniki:
- ziemniaki (około pół kg, duszone z wcześniejszego dnia)
- 1 jajko
- 180 g mąki (jeśli ciasto jest za luźne dodajemy więcej)
- sól, pieprz
- inne: świerzy koperek itp itd. wedle uznania
- masło


Farsz (robimy go wcześniej):
- pieczarki (około 5 dużych pieczarek, w zależności ile chcemy tego farszu)
- 1 cebula
- ser żółty - starty (ja dodałam Parmezanu, ale ze względu na jego smak - odradzam jeśli ktoś nie lubi tak ekstremalnego połączenia)




Najpierw smażymy cebulkę, po chwili pieczarki - wszystko drobno pokrojone. Dusimy do moment, aż peczarki zmiękną i odparują.

Ziemniaki z wcześniejszego dnia podgrzewamy na pateli wraz z roztopionym masłem.  Kiedy nam się już podgrzeją i ich konsystencja będzie zwarta doprawiamy je. Dodajemy przyprawy, po czym wykładamy nasze ciasto na blat posypany maką.
Następnie dodajemy mąkę, jajko i zagniatamy ciasto. Radzę dodawać tyle mąki żeby ciasto nie było zbyt miękkie i nie rozłaziło się. Ma się fajnie lepić. A ziemniaki majć być lekko ciepłe, ale nie za gorące.


Ciasto dzielimy  na cześci w zależności od tego, ile chemy i jakiej wielkości mają być kotleciki.
Po czym, nakłądamy na każdego z nich nasz farsz i posypujemy serem.
Zklejamy naszego pulpecika :).
I do paniery - moczymy w rozkłuconym jajku i obtaczamy w bułce tartej, bądź (jeśli ktoś lubi) otrębach.

Co mogę powiedzieć o otrębach ? 
Może nie wyglądają ładnie po przekrojeniu, ale:
- wyśmienicie komponują się z czymś spektakularnym :). Ładnie się pieką - otręby spawiają, że nasz kotlet ma jednolity kolor
-co do smaku. Hm... myślę, że bułka tarta jest NIEPOKONANA, ale smakują równie dobrze i wyszukanie :).


Miłego weekendu Kochani
Ja odpoczywam - gotuje Zygmunt :)

czwartek, 19 września 2013

Chlebowe muffinki Rechel Khoo

Croque Madame Muffins - nic ododać, nić ująć.
Wspaniałe muffiny chlebowe, bądź koszyczki z dobrą szynką, serem, sosem beszamelowym. Pycha :)
Zajadałam się nimi wczoraj na dobranoc :).
Oglądam często Rechel i wracam do jej przepisów. Nie mogłam się wczoraj opszeć, pomimo tego, że nie miałam odowiedniego chleba. Ale nie wytrzymałam - zrobiłam. Nawet z użyciem innych składników (gdzie ja szynkę zastapiłam boczkiem i jajka ściełam na nieco geściejszą konsytencję) wyjdą cudownie.

To idealna przekąska, podwieczorek, który jest bardzo popularny w Paryżu.



CROQUE MADAME MUFFINS





Danie na 6 sztuk

Pieczemy w temperaturze 180 st., przez 15 min
(piekłam swoje znacznie dłużej, ponieważ zależało mi na tym, żeby jajko się ścieło)

Składniki na klasyczny sos beszamelowy:
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka mąki 
- 200 ml mleka
- 1/2 musztardy Diyon
- szczypta soli, pieprz
- szczypta gałki muszkatałowej 

Farsz:
- 6 małych jaj (ja użyłam lilipucich. Wiem, że cieżko dostępne :))
- 6 tostów (zaoowliłam się zwykłą kromką chleba, dlatego moje wyszły maleńkie, ale równie urocze:))
- 30 g sera Gruyera (dałam Parmezan)
- 3 łyżki rozpuszczonego masła


Przygotwanie

W rondelku rozpuszczamy masła, po czym dodajemy mąkę. Mieszamy dokładnie, aż oba składniki dobrze nam się połączą. Następnie dodajemy mleko i czały czas energicznie mieszamy trepaczką, bo jak już kiedyś pisałam - w innym wypadku zrobią nam się niepotrzebne grudy. Jak już nam się wszystko zgęstnieje, przyprawiamy. Oczywiście, jak się już porobią - radzę przesiać przez sito i gotowe.


Z chleba, tostów odkrajamy skórki, po czym rozwałkowujemy je naszym wałeczkiem na płasko :).
Smarujemy muffiny z obu stron roztopionym masłem i wkładamy je do naszej formy.
Następnie wbijamy do każdego koszyczka żółtko (bez białka, chodź ja troszkę dałam. Rechel również na filmie), szynkę (u mnie podsmażony boczuć - niewiele. Zużyłam 3 plastry na taką ilość), następnie sos i posypujemy wierzch startym serkiem :).



Śniadanie bądź kolacja gotowa!

Wychodzą chrupiące, a jak jajko nam się zetnie smakują cudnie :). Ja nie przepadam za jakiem na rzadko, bynajmniej nie na kolację :).
Dlatego też w zależności od pory dnia polecam obie wersje :).

Poniżej filmik, na którym Rachel przygotowuje swoje muffinki:



Uwielbiam ją :)!

środa, 18 września 2013

Sos słodko-kwaśny z pomidorków koktajlowych

Kochani,

u mnie dziś na obiad sos z pomidorków koktajlowych. W zimie przygotwuje go ze zwykłym pomidowrów, bądź wykorzystuje sos z torebki. Co nie zasługuję na pochwałę, ale czasem trzeba, jak ludziska głodni a czasu brak :). 

Przepis mam od Taty, który nauczył mnie tego sosu dawno temu, jeszcze kiedy byłam dzieckiem. 
To bardzo prosty przepis, ale zarazem myślę, że zasługuje na swoją uwagę. 

Jeśli nie masz pomidorów koktajlowych, to sprawa jest prosta. Sparzasz pomidory, ściągasz skórkę i dusisz do momentu, aż odparują. Potem przyprawiasz. 

Jeśli przygotowujesz z pomidorów koktajolowych to - nie ściągasz skórki. Ale bez obawy -  jest niewyczówalna w smaku  :). 




Co nam będzie potrzebne?

Składniki na około 4 porcje:
- 2-3 szklanki pomidorów koktajlowych (lub 2 szklanki i 1 zwykły pomidor - będzie łatwiej przyprawiać i złmać smak) lub 4 duże pomidory
- 1 czerwona papryka (dałam pół na pół, czerwonej i żółtej)
- 1 cebula
- przyprawy: sól, pipeprz, cukier, liść laurowy, oregano, bazylia, carry ( carry - jeśli są pomidory koktajlowe)
- kilka liści świerzej bazyli
- konserwa wieprzowa bądź wołowa (dobrej jakości z dużą zawartością mięsa, najlepiej domowej roboty. Wiem, że wielu z was robi, wiec jak wam się znudzi w formie kanapkowej - to śmiało zachęcam do skorzystania z przepisu)
- 2 -3  łyżki koncentratu pomidorowego Pudliszki
- 2-3 łyżeczki cukru - nie potrafię określić, na początku około 2-3 płaskie łyżeczki (w trakcie próbując dodajemy wedle uznania)
-3 ząbki czosnku - przeciśniętego przez praskę
- sos z torebki pomidorowy bądź pomidorowo-paprykowy (jeśli idziemy na skróty i nie chcemy robić sosu)
- 1-2 łyżki śmietany (jeśli sos wyjdzie za rzadki)

Sos z pomidorków koktajlowych

Pomidorki koktajlowe kropin na pół i wrzucamy do garnka.
Wlewamy troszkę oliwy z oliwek, dodajemy cukier i wszystko dusimy do momentu, aż pomidorki odparują i nasza konsystencja zmieni się w sos. 

Do naszej mieszanki w trakcie dodajemy czosnek, cebulę pokrojoną w kostkę.
Kiedy to się troszkę poddusi, chwile po tym - pokrojoną paprykę, świerzą bazylię i nadal dusimy.

Przyprawiamy przyprawami. Dodajemy również carry - około pół płaskiej łyżeczki (bardzo niewiele! Radzę nie przesadzić).
Bardzo ważne składniki to cukier i pieprz - przede wszystkim. Następnie - koncentrat do smaku.
Do zagęszczenia - użyj śmietany (chodź myślę, że nie będzie to potrzebne).

Na samym końcu dodajemy naszą konserwę, pokrojoną w kostkę.
Oczywiście nie musi być konserwa, może to być mięso mielone, pierś z kurczaka itp.
Z mielonym ostatnio robiłam do spaghetti i wyszło wyśmienicie :).

Sos generalnie do latwych nie należy, bo cieżko przyprawić b. słodkie pomidorki.
Ale zachęcam spróbowania własnych sił :).
Tym bardziej jeśli lubi się połaczenie czegoś  trochę ostrego, słodkiego i kwaśnego :).


Sos nadaje się do wielu rzeczy:  ryżu, makaronu, gołąbków itp.


wtorek, 17 września 2013

Czekoladowo-migdałowe ślimaczki

Witam wszystkich w ten deszczowy, ale zarazem ciepły dzień :).

Nie wiem jak u was, ale u mnie kropi od popołudnia. Jest znośnie, ale mogłoby być lepiej.

Z przykrością również muszę obwieścić, że was -zawiodłam !!!!

Moje wytrawne pizzerinki z figami, po prostu nie wyszły. Bynajmniej nie tak jak tego sobie życzyłam :(.

Ale jakoś to strawiłam.... Chodź byłam bardzo wkurzona, a mój okrutny Zygmunt się śmiał :)!!!!! Chyba Ci nigdy tego nie wybaczę :> !!!!

Smakowały dobrze, ale niestety wyglądały źle, dlatego też nie mogłam się z wami tym podzielić. Na blogu umieszczam tylko sprawdzone i dobre przepisy, warte uwagi i zachodu pod każdym względem :). Cenię sobię ludzi, którzy potrafią się przyznać na blogach do porażki i uznać, że coś sknocili lub po prostu coś im nie wyszło. Nie sztuką jest umiescić przepis, ale sztuką jest go dobrze zrobić i z czystym sumieniem go polecić :) ! Czytam niektóre wasze blogi i jestem po ogromnym wrażeniem, że potraficie się przyznać, zapytać co teoretycznie mogliście zrobić źle, na co trzeba uważać... :). Mega was kocham  <3 !!!!

Wracając...
Dziś coś w zamian -  a mianowicie drożdżowe ślimaczki z czekoladą :).
Ja już kiedyś wspomniałam, ciasto drożdżowe to dla mnie cud pod każdym względem.
Średnio raz w miesiącu robię rogaliki z czekoladą, które kocham :).
Pomyślałam, że w tym miesiącu zrobię je również, ale nieco inaczej.
Powstały ślimaczki czekoladowo-migadałowe - MOCNO CZEKOLADOWE - MAKSYMALNIE KALORYCZNE :) !






Składniki na sprawdzone ciasto (z którym nigdy się nie rozstaję)  znajdziesz -
TUTAJ


Farsz:
- 2-3 łyżki masła
- 175 g posiakanej czekolady (ja miałam pół na pół. Troszkę mlecznej i gorzkiej włoskiej - b.dobrej czekolady z dużą ilością kakao)
- 50 g cukru (jeżeli dodajesz więcej gorzkiej czekolady to radzę dać więcej cukru. Jeśli masz mleczną czekoladę to radzę dodać niewiele cukru, bądź wacale jeśli ktoś nie lubi tak mega kalorycznej przekąski)
- garść migdałów (w przepisie 1 szklanka. Ja dodałam garść, potem żałowałam, że nie dodała więcej, świetnie chrupią)

Zamiast mleka do rozczynu możesz dodać wody - ciasto nie straci pomimo tego na smaku i jakkości :).

Uwaga: Dodajemy posiekane i zblanszowane migdały (zalewamy je wrzątkiem i czekamy chwilę, aż zmięknie im skórka, po czym obieramy je i odkładamy do całkowitego wyschnięcia).

Mieszamy wszystkie składniki na nasza farsz.




Ciasto wyjmujemy po 1 h z lodówki (ja nie potrafię wytrwać całej godziny, po 30-40 min. wyjmuję i wyrabiam).
Rozwałkowuję na prostokąt długości ok. 30 cm. i niec krótszej szerokości.
Posmaruj farszem, zwiń w rulon dobrze dociskając brzegi (ja tego nie zorbiłam i torszkę mi się poodklejały. Jeden z nich zawiną mi się, ale cóż:)).
Tniemy na 12 cześci, po 5 cm każdy kawałek.



Posypujemy górę cynamonem, cukrem - lub czym tak naprawdę lubimy.
Ślimaczki farszem do góry, wykładamy na tortownicę wyłożoną papierem do pieczenia. Zostawiamy między nimi niewielki odstępy, ponieważ podczas pieczenia zwiększą swoją objętość.

Ślimaczki, nie wychodzą duże, z takiej ilości składników są średniej wielkości, ale ze względu na farsz są bardzo kaloryczne i syte. Po zjedzeniu 2 takich ma się po porstu dość :).
Ja po zjedzeniu dwóch, czuję się tak, jakbym zjadła całą czekolade za jednym zamechem :). Lubię je w takiej mini wersji, zresztą tak samo jak rogaliki :).

Pieczemy w piekarniku w 200 st.C przez około 25-30 min.
Jak zacznie nam się zbyt szybko przypiekać góra, to przykrywamy folią aluminiową.

Smakowitego i słodkiego popołudnia :)

Dziś dość nastrojowo.
Spędzając dziś czas w kuchni słuchałam:

piątek, 13 września 2013

Kaiserschmarren czyli omlecik austriacki z cynamonem

To doskonały deser, śniadanie a nawet kolacja. Dziś zjadłam przy kawie :).
Dość dziwne połączenie, ale jak dla mnie - rewelacja ! Jak jako fanka dziwnego połączenia, niczym Heston Blumenthal zajadam się podczas obiadu wszystkim tym, czego większość na obiady nie jada.

Niemniej jednak - z ręką na sercu polecam jajko na słodko, które potem popijemy smaczną kawunią :).

Jajka są mi bliskie, gdyż ich konsumowanie wpajał mi od dzieciństwa mój tata. Z biegiel czasu, lat, już tak nie tęsknie za jajecznym smakiem. Ale na słodko - bardzo lubię.

Omlet, jak omlet. My również od wieków robiliśmy omlety i pyszne palcki jajeczne, powszechne niemalże w każdym państwie. Ale dziś o austriackim omlecie. Jest niczym innym jak poszarpanym jajkiem na słodko obtaczanym w cukrze, polalanym dżemem, posypanym cukrem pudrem.

Jest to jeden z najsłynniejszych omletów w Bawarii. Ma swoją historię. Zapoczątkowany został przez kocharza gotującego dla cesarza Francisza Józefa I. Podwładny tak się przeją przygotwaniem deseru, iż podczas obracania omlet rozpadł się i porozrywał. Cesarz była tago głodny, że pomimo tego porosił o porcję. Był zachwycony i tak zostało do dziś, to jeden z najsłynniejszych deserów w Asustrii.

















Składniki na 1 porcję:
- 2 jajka
- cynamon
- cukier - około 2 łyżeczki
- cukier puder
- szczpyta soli
- odorbina mleka, wody - tak żeby konsystencja nie była zbyt gęsta
- 1, 5 łyżki przesianej mąki
- 1 łyżka dżemu (u mnie malinowy)
- kilka rodzynek, żurawiny
- 1 łyżka masła + 1 łyżka oleju, oliwy

Białaka oddzielamy od żółtka i ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę.
Żótka łączymy z mąką, cukrem i cynamonem (wedle uznania - ja lubię dużo).
Mieszamy składniki I i II - delikatnie tak abym zachwać konsystencje piany.

Rozgrzewamy patelnie wysmarowaną masłem i oliwą, po czym wylewamy delikatnie naszego ometa.
Jak zacznie się podpiekać spód, to szybko łopatką dzielimy go na części i obracamy na drugą stronę.


Taki omlet posiada same plusy:
+ smak
+ łatwość wykonania (im bardziej niedbale tym piękniej)
+ doskonały deser (cynamom sparawia, że smakuje niczym delikatne ptasie mleczko o smaku piernika)


Zapowiedź!
Kochani jutro u mnie pizzerinki wytrawne. W roli głównej figi. Serdecznie zapraszam :)!

środa, 11 września 2013

Pieczone pierożki z fetą i szpinakiem wg Nigelli Lawson

U mnie chłodno... nie chcę wychodzić się z domu.. przychodzi do głowy wiele myśli.
Wspomnienia przywoływane wraz z nadchodzącą smętną i dość nostalgiczną pogodą..
i ta myśl... "co będę robić w życiu ? Za rok, dwa.... całe lata... ?".
Wiele rzeczy bym chciała... ponąć - wystarczy chcieć. Z perspektywy czasu wiem, że nie do końca "wystarczy".
Momentami przerywam pisanie swojej powieści... i myślę.... Głęboko się  zastanawiam nad życiem w
Polsce, nad tym jakie to życie tutaj jest okrutne - bez pasji, marzeń (tak są, ale zakopane głęboko w sercu, które przesiąkniete jest goryczą)... Jakie to smutne. Wiem, że to nie miejsce żeby się żalić, ale cieszę się, że żyje gdzieś tam i robię to co kocham. Cieszę się, że żyje w wirtulanym blogowym świecie z masą ludzi, którzy kochają zapachy, smaki i cieszą serca bliskim... - poprzez żołądek i obecność oraz zarażanie pasją do nieskończonego przebywania w kuchni :).

Cóż dziś upichciłam ? Pierożki po raz kolejny, tylko tym razem pieczone w piekarniku z pysznym ciastem serowym wg Nigelli. Niestety nie posiadam książki - przepis mam drogą pantoflową :(. Muszę zakupić, bo jej przepsy z  ksiażki pt. Nigella gryzie - są ponąć obłedne :).

Ciasto urzekające - wdzięczne :) Po upieczeniu mięciutkie, delikatne a w połączeniu z serkiem - wyszukane.



Składniki na ciasto (około 16 do 20 pierożków. W zależności od wielkości. Ja zorbiłam 20 średniej wielkości):
- 375 g przesianej mąki
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka soli
- 25 g sera żółtego (startego na najmniejszych oczkach)
- 250 ml mleka
- 1 jajko
- 3 łyżki oliwy z oliwek, oleju


Na farsz:
- około 100-120 g mrożonego szpinaku
- 1 mała cebula
- 3 ząbki czosnku
- trochę masła do podsmażenia
- pieprz, sól
- ser feta (dodaję na oko w zależności od tego ile mam szpinaku. Lubię dodać więcej sera, który podkreśli smak. Dodałam około 50-60 g)


Ciasto!
Do miski przesiewamy mąke, dodajemy proszek do pieczenia, sól i starty ser.
Do druegiej dodajemy: mleko, jajko i oliwę - dobrze mieszamy, polecam trzepaczkę.
Po czym łączymy składniki i zagniatamy ciasto. Ma być elastyczne i fajnie się gnieść. Dlatego też jeśli jest nieodpiwednie i mamy czagoś za dużo, to dodajemy mąki lub mleka.


Dzielimy ciasto na 2 cześci i wałkujemy pierwszą. Na grubość około: 4-5 mm.
Wielkość - dowolna, w zależności ile chcemy pierożków (mogą być 4 duże, bądź małej wielkości, takie jakie ja robiłam).


Farsz!
Ja zawyczaj wszystko robię szybko, wiec wysypuję na patelnie szpinak. Jak mi się już wszystko ładnie rozpuści i woda odparuje to dodaje cebulę, czosnek przeciśnięty przez paraskę i masło, bądź oliwę i duszę jeszcze chwilę. Po ostygnięciu dodaje ser i mieszam wszystko.

Co teraz ?
No to lepimy :).
Ja dodałam troszkę za dużo farszu tym razem i mi się troszkę poodklejały. Ważne jest też również to, żeby je dobrze kleić - dokładnie. Szpinak jest też dość wdonisty, wiec to też powód tego, że podczas pieczenia mogą nam pękać :).
Ale ja takie kocham najbardziej :). Nie robiłam farszy wg Nigelli - zrobiłam po swojemu.

Pieczemy w tem. 200st. C przez około 15 min. Jeśli jest rozgrzany to krócej - aż zrobią się ładnie brązowe.
Przed włożeniem do piekarnika - posmaruj mlekiem i posyp ulubionymi ziołami.
 Do tego fajny sos - czosnkowy pasuje wyśmienicie i danie gotowe ;) !



środa, 4 września 2013

Gnocchi z sosem pomidorowym

Cześć wszystkim :)

u mnie za oknem upalna jesień, aż chcę się żyć i pichcić :). Miała dziś mało czasu wiec wymyśliłam, że muszę zrobić coś w błyskawicznym tempie. Padło na coś włoskiego, ale zarazem polsiego. Gnocchi i kopytka, bądź paluszki... czy jak tylko chcemy je nazwać :).
Mąka, jajko i ziemniaki :). Moje młode, ale i takimi nie pogardzę :). 


Po włosku Gnocchi, oznacza nic innego, jak - "gruda" :). Dziś pokarzę wam typowo domowe Gnocchi. Istnieje wiele wariacji tej  potrawy, np. z warzywnych puree (jak dynia - oh ten kolor jest obłedny. Polecam serdecznie podać gościom z pysznym sosem - będą zachwyceni.  Jak dopadne dynie, to się pochwalę). 
W Toskanii (w szczególności) tzw. u nas kopytka, przygotowuje się ze szpinakiem i serkiem riccottą:). Kolorek cudowny :).


A teraz przepis dziś wersja foto, ponieważ bardzo się śpieszę:







Od razu mówie, że smakują wysmienicie z przygotowanym przez nas sosem z pomidorów. Jak już wspomniałam we wcześniejszych postach, od pewnego czasu robię sama sosy z pomidorów i je wekuje. Nic spektakularnego,  ale taki sos jest bezcenny.  Kiedy tylko chcę zrobić sobie pyszną lassagne, spaghetti, czy po porostu sos do klusek - otwieram swój sos, dodaję przyprawy, świerze zioła - i gotowe :)

Składniki na sos do Gnocchi:
- około 400 ml sosu pomidorowego (ja robiłam kluski podobnej wielkości jak nasze. Jeśli zrobisz typowo włoskie mniejsze - wielkości oszecha, to dodaj więcej sosu)
- kilka liści świerzej bazyli
- bazylia w ziołach - szczypta
- sól, pieprz
- 1 łyżka koncentratu pomidowego
- 2 łyżki ketchupu 

Przygotowanie jak w przepisie powyżej :). 

Co do fajnych wzorków - są specjalne  maszynki do tego typu kuleczek, ale dostępne we Włoszech - tzw. segnagnocchi. Można je tam kupić na targach.  Ja osobiście nie mam takiej, ale z pewnością się wyposarzę :). 

wtorek, 3 września 2013

Biscotti di Prato - czyli Toskańskie ciasteczka

U mnie dziś ponuro, zimno i leje. Troszkę zmarzłam i od rana ustawicznie parzę różnego rodzaju herbaty.
Rano siedziałam przy śniadaniu i myślałam, czym zadowolić swoje kubki smakowe - bo cukier spadł, słabo się robi, za okne jesień i zjadłobysie coś rodem z malowniczwego i kąpiącego się w słońcu zakątka :).

Marzę o Toskani, może uda mi się tam pojechać w przyszłości. Odwiedzam też często bloga, pewnej dziewczyny, która mieszka w Toskani i pisze bardzo dużo o typowo Toskańskich daniach :).
Czytam zawsze z zapartym tchem, zazdroszczę i marzę o cudownym włoskim klimacie.
Zakochałam się, ale po powrocie z Wenecji - zakochałam się bez pamięci :) !

Ale wracając...
Cantuccini - to biszkopty z Prado (miejscowości położonej niedaleko Florencji). Nazwa z łacińskiego pochodzi od słowa "biscoctus" - co znaczy "podwójnie pieczone". I tak też jest. Sa chrupiące i dość twarde, ponieważ pieczone są dwukrotnie, dlatego są dość wysuszone. Zawierają dużą ilość migdałów. Włosi moczą  je w winie - Vin Santo, bądź kawie.



Składniki na około 15-16 ciasteczek:
- 100 g mąki
- 25 g cukru pudru
- 10 g cukru waniliowego (pominełam i dałam 1 łyżkę miodu)
- szczypta soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 jajko
- 30 g migdałów
- ja dodatkowo dałam - garść - połączonej ze sobą żórawiny i rodzynek

Migdały należy sparzyć i pozbyć się ich skórki oraz wysuszyć  z wody.
Jajko ubijamy przez 10 min. Nstępnie przesiewamy mąkę, cukry i dodajemy do naszego jajka. Następnie  pozostałe składniki i dokładnie zagniatamy ciasto.

Jest dość lepiące, dlatego też ręce i blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia posypujemy mąką.
Formułujemy bochenek o około 5 cm szerokości. Umieszczamy na blaszce i wkładamy do piekarnika na 25-30 min. w tem. 160 st. C. Po tym czasie bochenek wyjmujemy, czekamy do ostygnięcia 15 min., po czym kroimy go na kawałki, po przekątnej. Następnie umieszczamy nasze biszkopty na blaszkę i pieczemy pomownie przez 15 min. Nie zapominając o odwróceniu ich na drugą stronę :)


Grzanka z pomidorami,bazylią - czyli Bruschetta

Kochani,
nie wiem jak u was, ale u mnie nadal pachnie pomidorami i wszelkiego rodzaju ziołami. Od pewnego czasu robię sosy pomidorowe.. A dziś naszła mnie szalona ochota na Włoskie zapiekanki z serkiem, ziołami i oczywiście pomidorem, którym nigdy nie pogardzę :).
Mam też szwagra Włocha, który co roku przyjeżdża z kuzynką do Polski i tym razem przy wspólnym grilowaniu padło z jego ust słowo - " brusˈketta!!!!". I była - z grila :).

Mam słabość do włoskich grzanek. Wstyd się przyznać, ale bywało, iż potrafiłam je robić na kolacje, niemalże codziennie. Z czasem mi się przejadały, ale nadal do nich wracałam i wracam do dziś.
Cenię kuchnie włoską za zapachy i tą niekończącą się świerzość :).

We włoszech grzanki podaję się posmarowane oliwą i czosnkiem. Do tego pomidor + bazylia i mamy przystawkę.
Prawodpodobnie została zapoczątkowana w XV w. przez plantatorów oliwek, którzy podczas tłoczenia podpiekali chleb i polewali go świerzą oliwą (koniecznie oliwą z oliwek) oraz posypywali solą morską. Tak właśnie wygląda prawdziwa bruschetta.  Do tego włoskie wino - Chianti !!! :)
Ale my jesteśmy w Polsce. Dlatego dziś zaprezentuję - jej spolszczoną wersję.



Składniki na 2 grzanki:
- 1 ząbek czosnku
- 2 łyżeczki oleju słonecznikowego - Zielony nurt
- 1 pomidor
- 4-5 świerzych listków bazyli
- przyprawy: pieprz, sól
- 4 plasterki sera - mozarella
- 2 kromki chleba

Chleb smarujemy czosnkiem przekrojonym na pół, po czym wkładamy je do piekarnika nagrzanego do 200 st. C wraz z czosnkiem. Co jakiś czas otwieramy i nacieramy nasze grzanki. Jak zaczną się już przypiekać, to układamy ser i pieczemy do momentu stopienia serka.

Istnieje wiele wariacji, przygotowania tego typu grzanek. Ja nie polewałam olejem, ponieważ użyłam sera.
W przeciwnym wypadku grzankę polałabym oliwą i potarłabym czosnkiem.


Kroimi w kostkę pomidora (można go sparzyć i jeść bez skórki), siekamy bazylię i łączyły wszystko.
Do tego dodajemy olej słonecznikowy + przyprawy.

Na nasze grzanki układamy naszą ziołowo-pomidorową sałatkę i nie czekmy ani minuty - konsumujemy od razu :) !!!!

Taka grzanka będzie nie tylko lekką przekąską, przystawką, bądź kolacją, ale przede wszystkim będzie dostarczać naszemu organizmowi samych dobrodziejstw.


Przy tym poście chciałabym również ocenić nasz polski olej ze słonecznika. O dobroczynnym wpływie olejów wiedziałam już coś z czasów studiowania.
Nie testowałam nigdy metod medycyny niekonwencjonalnej jakie poleca np. znany nam Tombak, badź inne wybitne jednostki.
Nie zmienia to faktu, że olej, a przede wszystkim olej słonecznikowy jest jednym z najzdrowszych bogactw jakie mammy w zasięgu ręki i możemy się tym z powodzeniem pochwalić.


Dzięki uprzejmości firmy Zielony Nurt (link do strony tutaj)
mam okazję przetestować wyżej wymieniony olej ze słonecznika.

Nienaganna piękna szklana butelka, którą potem można również wykorzystać do wielu fajnych rzeczy (jeśli ktoś intersuje się rękodziełem, decoupage).

Co do oleju....zachwycił mnie jego smak - niczym świerze ziarno słonecznika. Do tego jego skład - dużo kwasów wielonasyconych, drogocenny kwas linolowy.

Olej ten obniża poziom cholesterolu, wspomaga pracę serca, przeciwdziała miażdżycy, wspomaga przemiany materii. Poprawia wygląd włosów, skóry, paznokci - zawiera tym samym witaminy: A, B, B6, D, PP i E.  O jego działaniu można napisać nie jedną książkę.

Czy ktoś z was słyszał o ssaniu oleju słonecznikowego ?
Myślę, że z pewnością co druga osoba.
Czytałam wiele komentarzy na temat tego, jak ta kuracja wpływa na ludzki organizm. Nie zgodzę się ze z tymi nielicznimy, ale negatywnymi komentarzami.
Po takiej kuracji następuje kryzys organizmu - ponieważ organizm pozbywa się toksyn, dlatego też wszelkiego rodzaju stany i skutki uboczne kuracji są przejściowe. Życzę wytrwałości tym, którzy się tego podejmą i szczerze zachęcam :).

Ssanie oleju w niczym nam nie zaszkodzi. Owszem są szczególne przypadki osób, które są uczulowe na pewne składniki i takie osoby powinny o tym doskonale wiedzieć.


Jak piszę Tombak w swojej książce - ssanie oleju można stosować w  anemii, egzemie, chroboach żołądkowo-jelitowych, układu krwionośnego, chorobach stawów i wielu innych o których pisać nie będę - zachęcam do lektury :).
Niemniej jednak w jamie ustnej i jej przestrzeniach zalegają często martwe tkanki, którę są pożywką dla bakterii,  (w szczególności grzyby Candida albicans) pasożytów. Dlatego też tak często słyszymy, że higiena jamy ustnej jest podstawą do nienagannego funkcjonowania naszych ważnymch organów wewnętrznych.

Polecam ssanie oleju ze słonecznika w szczególności w problemach z jamą ustną, alergiach itp. itd. - zastąpi nie jeden lek. Znam osoby, które po takiej kuracji zapomnieli o problemach z jakimi walczyli od wielu lat :).

Zachęcam do odwiedzenia strony producenta, oferowane oleje zasługują na swoją uwagę - Zielony Nurt.
Oleju z pewnością użyję jeszcze nie raz.
Z czasem podzielę się z wami pyszną sałatką w sosie winegret :).