sobota, 27 lipca 2013

Jogurtowo-owocowa rozkosz

Hej :)


u mnie dziś "sekrucko" upalnie :)... nie da się wytrzymać w domu, a na zewnątrz ba..... udar murowany :)...
Wiec można piec, miesić, gotować - kto co woli... :).
Tak na marginesie - dziś miałam kłótnie ze swoim ..., bo za dużo je :P. Naprawdę przytył 10 kg i jeszcze się ze mną kłóci, że może tak bezkarnie wyjadać między posiłkami z lodówki wszystko na co tylko ma ochotę. I... kupiłam ser żółty... i uwaga słyszę dziś rano "to pyszny ser.. gdzie go kupiłaś? Chyba z kg go sobie muszę kupić". Boshe.... jak to usłyszałam, to myślałam, że zawiozą mnie na OIOM.... Ja naprawdę nie przesadzam, mam depresję z powodu tego jego objadania się... :(. Eh.... :). Troszkę żartuję, ale, ale, ale...  jak widzę ile on mi zjada to boję się o przyszłość... martwię się, że zostanę zakuta w kajdanki i będę tylko gotować... to jakie będą dzieci z nim ? ... Boshe...  - jakieś koczkodany, potwory i obrzarciuchyyyyyyyyyyyyyyy !!! ?Strasznie obrażam, wiem, wiem... :). Troszkę w tym żartu, troszkę dramatu i dylematy... jak w życiu :)....
Wracając do sera miała kostkę długości 10 cm na 8 cm, a on mi odkraja 1 razem 3 cm, a potem 4.... O rany!!!! Czy ja zwariowałam ? Plus zapiekanka bardzo kaloryczna - prawie cała miskę mi zjada... A ja jem jak kurczak :/. Po obiadku torcik i co ja słyszę ? Jestem głodny, będą hod - dogi wieczorem ? ...
................... ???? !
Czy ze mną coś jest nie tak ? :)


Już nie będę się żalić - powiedziałam dziś po obiedzie "sera nie będzie ani na kolacje, ani na śniadanie" :)... Muszę pilnować lodówki... Eh... :/ :P


Wiec, dziś u mnie pyszność, którą miałam okazję jeść u cioci w odwiedzinach :).... I zakochałam się... Chodził za mną ten torcik już od tygodnia :). Za moją mamą również, dlatego wczoraj razem szybko na 4 ręce zrobiłyśmy pyszny torcik na zimno :). (co zdarza się rzadko:))

Jak go nazwać ? Serniczek na zimno bez sera ;)... Tylko takie skojarzenie przychodzi mi do głowy, bądź jogurtowy, bo na jogurtach :).... Smakuje troszkę jak serek waniliowy - pychaaaaa :).
Uwielbiam ten smak :).





Składnik (tortownica - średniej wielkości. Im mniejsza tym wyższy, bo generalnie wychodzi niski):
- 1 kg jogurtu naturalnego (2 duże jogurty)
- 1 mała puszka brzoskwiń (bądź świeże - na oko. 1 puszka to zdecydowanie za dużo. Zawsze zostaje, ja resztki wykorzystuje do drożdżówek, lub ciasteczek z ciastem francuskim. dodałam mango z puszki - pycha :). Następnym razem chcę dodać liczi :))
- 20 dag herbatników - petitki (duża paczka)
- 3 łyżki orzechów (nie dodawałam, ale z pewnością spół byłby lepszy:))
- 3/4 kostki (15 dag) masła, lub 1 margaryna (dałam margarynę)
- 1 szklanka śmietany
- 1 szklanka cukru pudru lub 1/2 szklanki (dałam niepełną)
- 1 laska wanilii lub cukier waniliowy (zapomniałam - zdarza się. Ale nie straciła na smaku :))
- 4-6 łyżeczek żelatyny rozpuszczonej w zimnej wodzie.


Blaszkę wykładamy najlepiej papierem do pieczenia.
I przygotowujemy spód.
Herbatniki przekładamy najlepiej do 2 worków (w razie pęknięcia 1) i wałkujemy aż nam się zrobi z nich proszek :) (no bez przesady, ale będą dobrze rozdrobnione:)).
Około 2-3 łyżki herbatnikowego miału odkładamy na posypanie wierzchu :).

Margarynę, masło - topimy. Czekamy aż ostygnie i dodajemy do niej orzechy i herbatniki - mieszamy, wyrabiamy, po czym wykładamy na spód tortownicy. Ładnie wygładzamy i wstawiamy do lodówki na 30 min.
Międzyczasie robimy następną warstwę :).
Jogurty ucieramy z cukrem pudrem a następnie ubijamy trzepaczką na sztywno naszą śmietanę.
Następnie dodajemy rozpuszczoną w wodzie żelatynę (około pół szklani - nie całe wody) i dodajemy wszystko do naszej masy jogurtowej.
I wylewamy po 30 min. naszą kolejną warstewkę :).
Ja wylałam pół i na chwilę włożyłam do lodówki, żeby tylko troszkę stężała. (około 15 min)
Zależało mi na tym żeby owocki tak nie opadły :). Następnie poukładałam pokrojone w grubszą kostkę, paski swoje mango i zalałam pozostałą częścią masy.

Wierzch posypać resztką herbatników (po około 30 minutach, jak już nam masa zacznie solidniej tężeć, ale nie będzie jeszcze zastygnięta)
Wstawiamy do lodówki na całą nockę :).

wtorek, 23 lipca 2013

Omlet z boćwiną i parmezanem

Dziś tak prosto... Tak typowo Włosko :).... Starowłoska kuchnia jest uboga, ale zarazem bliska memu sercu i chyba wielu z nas gdzieś tam wraca do tego co proste i smaczne, ale przede wszystkim zdrowe :).

Omlet, ale z boćwina.... Nie pamiętam z dzieciństwa żeby babcia mi go przygotowywała. Ale książka którą dostałam na urodziny od Zygmunta jest piękna :).
To dzięki niej postanowiłam wykorzystać swoje liście z buraczków :). "MammaMia", to książka, która uznana jest za 1 z najlepszych książek włoskich na świecie. Jest pięknie oprawiona, a każda jej kartka cudownie pachnie :). Nie znoszę śliskich wydruków. Preferuje w wyłączności te, które można wąchać... :).  Autorka opisuje w niej przepisy jakie przekazała jej babcia i mama. Są też takie, które odnalazła w stercie kurzu na strychu, bądź w wyblakłych zeszytach babci mamy itp. tid. Po prostu obłęd - co tu dużo mówić :). Przy każdym przepisie są zdjęcia potraw, ale i członków rodziny jak i samej maleńkiej Cristyny Bottari.  A także - krótkie anegdotki z życia autorki, przysłowia babci i dobre rady na przyszłość, dotyczące oczywiście odpowiedniego przyrządzania danych potraw:).

Czasami kładę się z nią spać i przeglądam po za 50 wszystkie przepisy... Umiłowałam sobie w szczególności stronę 226-227 :)..... <3
Jest tam całostronicowa piękna fotografia ogrodu w którym w doniczkach i starych wiaderka posadzona jest bazylia i pietruszka.... Chyba osiwieje jak nie posadzę sobie w kuchni na oknie swojej bazylki z pietruchą :).
Dostaje palpitacji jak oglądam to zdjęcie. Czasem czuje się jak mała dziewczynka, która ogląda przed snem swoją ulubioną bajeczkę :).

Wracając do książki. Co do ilości strony to - 283. Jak dla mnie - MAŁO, MAŁO, ZA MAŁO! Ale ja mam psychopatyczne podejście do gotwania wiec... Hm.... :). Tym samym, jestem wymagająca w stosunku do autorów i zawsze będzie mi mało... :). Zawsze sobie myślę - "Na pewno o czymś zapomniał".
Co do książek ubolewam tylko, że moja ulubiona charyzmatyczna Julie Child wydała książki bez obrazków... :(. Dla artysty miłującego się nie tylko w gotowaniu, ale i sztuce, artyźmie - to porażka !!! No cóż... i tak ją kocham za tą werwę i samozaparcie w kuchni :). I pięknego omleta!!!!! :) Bo i przy tym jesteśmy... :).

A wiec smak mojego dzisiejszego omleta, przypomniał mi o niezapomnianej podróży do Bolonii i Wenecji.... :).
Myślę, że nie każdy Polak od razu wyciągnie rękę po typowo włoskie dania i powie - "To jest przepyszne". Pomimo tego zachęcam do eksperymentowania, ponieważ w tej kuchni możemy zawsze znaleźć coś dla siebie.
Typowo starowłoskie dania bazują na kilku podstawowych składnikach, wiec nie ma tutaj nic spektakularnego :)... Ale żeby powalczyć u nas o te składniki to ho ho.... czasem nielada wyzwanie :). Szczególnie jak ktoś mieszka w takim miejscu jak ja, gdzie do najbliższego punktu w którym mogłabym dostać coś co ludzie w mieście mają pod ręką ja mam około 90 km. Ha...! I można powiedzieć, że to obłęd.. Nie zaprzeczam - chyba mam już dość tego, że mieszkam na wsi. Ale cieszę się za to smacznym i zdrowym jedzeniem. Swoim jajkiem i boćwiną z własnego ogródka... :).


Składniki na omlet:
- 6 jaj (ja robiłam z 4 - niesyty, ale dzisiaj mi żadna kura nie zniosła jajka)
- 120 g liści boćwiny (dałam na oko - około. 8 listków dość dużych, po odgotowaniu będą maleńkie)
- 3 łyżki startego parmezanu (dałam 2)
- 1 łyżka oliwy z oliwek ekstra vergine, (wysmarowałam tylko odrobinką. Namoczyłam delikatnie papier i nim wysmarowałam naczynie)
- sól (do smaku)







Liście boćwiny umyć i wrzucić do wody z solą i odgotować ok. 1-2  min. (max. 3) Następnie odcedzić i grubo pokroić.
Jajko roztrzepać z solą, startym serem i wrzucić na końcu naszą boćwinę :)
Wysmarować naczynie żaroodporne oliwą i wylać naszą masę.
Wstawić do piekarnika na około 15- 20 min (mi wystarcza 15 min. czasem nawet 12)  i piec w temperaturze 180 st. C.

Polecane wino: Ortrugo




Ja dziś nie piłam winiacza, a mam mam mam !!!!
 Nie często otwieram, ale tak żałuję, że nie mogłam się napić do swojego omleta :(.
 Dziś niestety jestem kierowcą :(.
Jest naprawdę smacznie.
 Wiem, że nie każdy lubi parmezan - ale jeśli jesteś jego szczęśliwym posiadaczem i go lubisz to nie zwlekaj :).....
Szczęśliwy brzuchol to najedzony zdrowo brzuchollllll!!!! :)

niedziela, 21 lipca 2013

Pasta szpinakowa

Dobry wieczór :)

oj..był dobry ten piątek :).... Urządzałam małe spotkanie przy lampce dobrego winiaczka :).
Niestety nie mogę pochwalić się swoją sałatką, która zniknęła od razu i nie zdążyłam zrobić zdjęć, ale pochwalę się swoją pastą szpinakową :).
Jak zawsze polecam tylko dobre, wręcz bardzo dobre połączenia... :)
Dlatego śmie twierdzić głęboko, iż pasta szpinakowa zasługuję na owacje i cieszy podniebienia na nie jednej dobrej imprezie, bądź spotkaniu rodzinnym :)....
Dowodem są słowa mojego Zygmunta, który kiedy jadł  pierwszy raz tą pastę powiedział: " nie była dobra".
Z kolei  moje jej wykonanie sprawiło, iż Zygmuntek bardzo ją polubił, a może i pokochał....kto wie :). Niemniej jednak usłyszałam pochwałę :) . Dziękuję , Dziękuję jeszcze za to !!!! :)
Wracając...
Sekret - jak zawsze banalnie prosty :). Szpinak potrzebuje odpowiednią ilości czosnku, żeby wydobyć odpowiedni smak:).

Wiec tak:


Składniki na pastę:
- 6 jaj
- 20 dag szpinaku (mrożony)
- sól, pieprz
- łyżka masła
- 4-5 ząbków czosnku
- 2 - 3 łyżki majonezu (ja daję zawsze 2 jeżeli pozostałe składniki są w miarę ok odmierzone)

Jajka gotujemy na twardo.
Szpinak dusimy na maśle, do tego wyciskamy czosnek (jak już nam szpinak dobrze się odmrozi i odparuje)  i dusimy chwilę.
Jak już zacznie pięknie pachnieć - odstawiamy na bok do przestygnięcia.
Następnie dodajemy jajka, sól, pieprz, majonez i wszystko miksujemy na gładką masę.

Ommomomomomomomo !!!
Uwaga - ONA uzależnia i sprawią, że chcę się ja - jeść, jeść i jeść... :).
Mniam... dziś zjadłam ostatnią resztkę na kolację :).


piątek, 12 lipca 2013

ciasteczka owsiane mocno czekoladowe z żurawiną

Dziś u mnie pieczenie od serca :)...
Jak zawsze kiedy już nagle mam gdzieś iść w odwiedziny to piekę :)....
Uważam, że to najlepszy prezent niż tandetny duperel, który nie zawsze każdemu się spodoba :).  Poza tym jak dowiadujesz się w ten sam dzień o URO koleżanki lub kolegi swojego Chłopa - to nie ma innej opcji :). A jeszcze jak się dowiadujesz - 3 h wcześniej. Eh... ja tak mam :).

Ps. nie obrażaj się, że to piszę :) :P.

Wracając...
...jakiś wypiek - nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie - przyda się ... w razie "W" :).


No to pieczemy :).

Początkowo piekłam ciasteczka owsiane w wersji typowo podstawowej :).
Płatki owsiane, kawałki czekolady, rodzynek itp.  W końcu mi się troszkę znudziły... Ale ustawicznie nurtowało mnie to jak smakują z innymi dodatkami... Testowałam z jabłkiem... - było OK. Dopiero całkiem niedawno postanowiłam wymieszać z mąką i jajkiem - roztopioną gorzką czekoladę :). Zależało mi nie tylko na smaku, ale i wyglądzie. Zwykłe  owsianki  bez dodatków dość często wyglądają niezbyt efektownie,  boki się przypiekają. Nie mają tak jednolitego kolorku, pomimo, że smakują obłędnie :). Oczywiście można to osiągnąć, ale trzeba koczować przy naszym piekarniku, a o to nam nie chodzi prawda ? :)
Można dodawać do nich kakao, ale zdecydowanie polecam czekoladę :). Pieką się cudownie i zawsze choćby się nawet przypiekły mają ten sam czekoladowy kolor :).
Jeżeli chcemy żeby były delikatnie w smaku, z chrupiącą skórką i mocno czekoladowe - dodajemy mniej płatków owsianych. Wówczas będą wyglądać tak jak na zdjęciu poniżej. Konsystencja jest dość lepka, przykleja się do łyżki i trudno dochodzi. Ale jeżeli chcesz osiągnąć taki efekt jak ja to radzę tak uczynić :).
Jeżeli damy więcej płatków owsianych łatwiej nam się będzie nakładało - ale ciastka będą bardziej suche i zbite.





Składniki na około 14 ciasteczek (w zależności jakiej wielkości je zrobisz - tyle wyjdzie. Mogą być duże, mniejsze, średnie - wszystko zależy od Ciebie):
- pół szklanki mąki żytniej
- pół szklanki cukru
- 1 jajko
- pół kostki masła, margaryny (ja daje zdecydowanie mniej niż pół kostki - zawsze na oko. Czasem kilka łyżek - 4-5 dałam tym razem)
- około 6 kostek czekolady )można więcej - ja daje zawsze na oko)
- 1,5 szklanki płatków owsianych (jeśli margaryny będzie więcej to i płatków również. Dosypuj i sam uznasz jaka konsystencja Ci odpowiada)
- rodzynki, żurawina itp itd. (ja dałam garść suszonej żurawiny)

Pieczemy w tem. 180 st.C przez około 15-20 min. Ciasteczka mają być zwarte i przyrumienione :). 

To są bardzo wdzięczne ciasta - nigdy nie da się ich zepsuć - zawsze wychodzą :). Bardziej suche, bardziej mokre - ale zawsze :).

Cukier dobrze wymieszać z jajkiem. Następnie dodać roztopione i wystudzone masło i mąkę. Dobrze wymieszać. Roztopić w kąpieli wodnej czekoladę, poczekać aż troszkę ostygnie i wlać do naszej masy. Dobrze wymieszać i dodać - żurawinę, rodzynki itp. Dopiero na końcu dodajemy płatki owsiane. Dokładnie mieszamy i dużą łyżką nabieramy naszą masę. Wygładzamy ją z każdej strony małą łyżeczką, którą sobie pięknie pomagamy i spychamy naszą masę na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia :). Formujemy nasze ciasteczko małą łyżeczką i powtarzamy czynność :). Lepiej robić to łyżeczkami - bo nie wyobrażam sobie tego robić rękoma, tym bardziej przy ciasteczkach bardziej mokrych :). A tak idzie gładko, przyjemnie i szybko :).

Przepraszam, że dzisiaj tak dyslektycznie - ale śpieszę się jak w każdy weekend :).
Zachęcam do okrutnie lepiącej się masy - ciasteczka te są warte wszystkiego :) !!!!






środa, 10 lipca 2013

Pierogi ze szpinakiem i fetą

Chodziły, oj chodziły długoooo za mną pierożki - ale ze szpinakiemmmmmm :)...
Mój Teść ustawicznie robi mi smaki swoimi obłędnymi pierogami - których nie pobije nikt :)... Ale to NIKT :). Doceniam taki ludzi który z miłością oddają się tej misternej części gotowania :)...
...bo z gotowaniem jest tak, że - prawdziwy kucharz musi kochać smakować, delektować się, wręcz ubóstwić sobie przebywanie w kuchni, szaleć za jej przedmiotami, wystrojem i wszystkim co jest z nią związane... Ale przede wszystkim to ktoś, kto kocha dawać innym - obwarowywać ich jedzeniem i czekać co się stanie :):)... hihihihihi :) A bynajmniej ja tak mam - "czekam na pochwałę" :).
Co jak co, ale takie najedzone i uśmiechnięte brzuchole są przecież bezcenne :).

Kochać gotować, ale jednocześnie kochać patrzeć jak jedzą inni :).

Wiec dziś tak było - obdarowałam rodzinę pierożkami ruskimi i tymi ze szpinakiem :).
Niestety, ale mój szpinak z powodu ulewnych deszczy zgnił... wiec był mrożony :(... Ubolewam, ale cóż...


Składniki na ciasto: (około 40 - 45 pierożków)
- 3 szklanki mąki
- 1 jajko
- 1 szklanka wody


Farsz:
- 450 - 500 g  szpinaku (ja dałam 450 g)
- ser feta - pół kostki z 275 g (radzę dać troszkę więcej będzie lepszy smak)
- 4 ząbki czosnku
- 1 cebula
- 2 łyżki masła
- sól
- pieprz


Zeszklić cebulkę na patelni z wyciśniętym przez praskę czosnkiem.
Szpinak wrzucić do garnka i poddusić do momentu aż woda troszkę odparuję i nasz szpinaczek odmarznie. Następnie odcedzić go na sitku i dodać do naszej cebuli z czosnkiem.  Doprawić i chwilę jeszcze poddusić żeby wszystko przeszło czosnkiem. Na końcu wyłączyć i dodać pokruszony ser feta.



Ciasto zagnieść i odstawić na chwilę pod przykryciem (ja zawsze okrywam woreczkiem lub ściereczką) około. 2-3 min.


No i gotujemy.... :). Smakują cudownie z jogurtem naturalnym, kefirem bądź śmietaną :).
Na upalne dni w sam raz - lekkie i dietetyczne cudoooo <3 :) !




wtorek, 9 lipca 2013

Apfelstrudel

Strudel, Strudel - lecz z  ciasta francuskiego :). Taki troszkę oszukany :).
Ciasto filo jest  bardziej bliskie prawdziwemu strudlowi. Jest bliskie baklavie, która to zapoczątkowała  istnienie tego ów zawijańca robionego najczęściej z jabłkami lub wiśniami :).
Popularny w kuchni austriacko-wiedeńskiej i chyba tak je kojarzymy :).

Wiec zrobiłam - zrobiłam - zrobiłam...... :)!
A to dlatego, że zbliżał się termin ważności mojego ciastunia :).

Wiem, że mało bywam na blogu, ale taki czas... Poza tym te upały mnie niszczą :P. Ciężko je znoszę :).
Ale mniejsza za tym...

Składniki na jeden solidnie zapychający i kaloryczny strudel :):
- 1 płat ciasta francuskiego
- 1 jajko (do posmarowania wierzchu)
- 2,5 (3-4) łyżki cukru (jeśli jabłka są słodkie)
- 2 łyżeczki cynamonu
- 3 duże jabłka
- rodzynki - garść
- woda - odrobina
- płatki migdałowe - garść






Na cieście zarysowujemy trzy równe cześć. Po bokach nacinamy nasze ciasto tak, aby powstało ok. 12-13 pasków. To samo powtarzamy z drugą stroną.


Jabłka kroimy w kostkę, dodajemy cukier, cynamon i wody. Chwilę dusimy, aż nasze składniki dobrze się wymieszaną a cukier skarmelizuje.
Po lekkim wystudzeniu dodajemy rodzynki. Mieszamy i nakładamy na środkową cześć nasz farsz.

I zaczynamy pleść naszego strudla - zawijając warkocza :).
Całość smarujemy roztrzepanym jakiem i posypujemy płatkami migdałowymi lub cukrem (niektórzy wolą słodszą wersję).

No i jak ?
Proste, smaczne - bezstresowe. Do lodów, do kawy - deser wprost idealny :)...
A gdy niespodziewani goście już jadą - nie zwlekaj, wyciągaj zamrożone ciasto, zakup dobre lody i serwuj śmiało :).


guten Appetit ! :)

czwartek, 4 lipca 2013

Pizza ze szparagami w sosie beszamelowym

Tak właśnie... :)
Dziś na obiad miały być pierożki ze szpinakiem i fetą. Ale będąc dziś w domu dowiedziałam się, że jedzie do mnie niespodzianka w postaci 10 słoiczków białych i zielonych szparagów ... :).
Tak tak, wiem, że sezon na szparagi był i się już kończy,... ale ja niestety nie miałam czasu i okazji żeby skorzystać... wiec pomyślałam, że jak już dostałam za darmo szparagi to je wykorzystam :).....
Pomyślałam, że skoro jestem w posiadaniu parmezanu - to będzie koniecznie pizza :)...
Parmezan + sos beszamelowy + szparagi = BOMBA !!!! ;). Polecam każdemu - nie inaczej, nie z innym połączeniem tylko takim jakie podam :).



Składniki: (na blaszkę z piekarnika - cienkie ciasto. Powyżej jest zdjęcie z resztki drożdży jakie mi zostało - ciasto grube)
- drożdże - nieco więcej niż połowa kostki
- ok. 3 szklanki mąki
- pół szklanki wody
- cukier - łyżka
- 3 łyżki oliwy z oliwek (1 - 2 do posmarowania blaszki)
- szczypta soli
- 2 garście startego parmezanu
- przyprawy tj: zioła prowansalskie, bazylia, sól, pieprz
- 2 - 3 większe cebule
- 4 plastry dobrej szynki (nie dużo żeby zachować smak szparagów)
- ser żółty wędzony (taki miałam idealnie się spisuje w takim połączeniu)
- słoiczek zielonych szparagów
- 1 pomidor



Drożdże rozpuszczamy z ciepłą wodą wymieszaną z cukrem. Dodajemy do mąki po czym dodajemy drożdżową miksturę + oliwę z oliwek. I ładnie zagniatamy :)... Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ja odstawiam na 30 min. I ustawiam swoje ciasto na talerzyku przykrytym ściereczką, a pon nim ustawiam ciepłą wodę. Nie lubię długo czekać na to aż ciasto wyrośnie... :) Eh.... :).

Przepis na sos beszamelowy znajdziesz -  TUTAJ    :)


Do tego dodajesz około 2 garście startego parmezanu :). Mieszasz i próbujesz - jeśli wolisz bardziej serowy smak dodaj 3, nie więcej  :). (ja dałam 3)


Cebulę kroimy w plasterki i zarumieniamy, potem dodajemy pokrojoną w kostkę szynkę. Przyprawiamy ziołami.

Kiedy nasze ciasto już wyrośnie, smarujemy naszą blaszkę 1-2 łyżkami oliwy z oliwek po czym wykładamy ciasto i rozwałkowujemy je na blaszce. I dziurkujemy widelcem żeby nam nie wyrosło.

Następnie smarujemy sosikiem. Nakładamy farsz i na końcu szparagi i 4 plasterki pomidora (można więcej, jak kto woli. Ja wciąż chciałam zachować smak szparagów i sosu dlatego nie dawałam dużo).
Na końcu zetrzeć ser - w moim przypadku wędzony.
I gotowe :)... Najlepiej rozgrzać wcześniej piekarnik, ponieważ ciasto będzie potrzebowało więcej czasu do pieczenia i nasz farsz się zeskwarczy, zasuszy itp itd. :)... Ale nawet jeśli tak się stanie - to i tak jest pysznaaaaaaaa :) !!!!
Wkładamy naszą pizze do piekarnika na ok 15-20 min. w temp. 200 st. C.

Omomomomomomomomomomomo...:) !!!!